Refleksyjnie przed Świętem Zmarłych. Czy pieniądz to jeszcze pieniądz? Trywialne pytanie kryje w sobie poszukiwanie nowej definicji pieniądza w rozpędzonej końcówkę roku 2012. W sierpniu 1971 roku amerykański prezydent Richard Nixon ogłosił tzw. nowy program gospodarczy, zgodnie z którym zniesiono system stałych kursów walutowych i nałożono tymczasową taryfę importową.
Światowa gospodarka zatrzęsła się wówczas w posadach, gdy decyzją Nixona jedyna międzynarodowa waluta, czyli dolar – przestał być wymienialny na złoto. Już wtedy mówiono o śmierci pieniądza, a przynajmniej jego redefinicji.
Wcześniej kurs dolara był związany z ceną złota i waluta ta mogła być wymieniona na złoto w cenie 35 dol. za uncję. Pozostałe waluty były powiązane sztywnymi kursami z międzynarodową walutą.
Złoto miało realną, namacalną wartość. Od 1971 roku wartość pieniądza jest wirtualna, uzależniona od indeksów giełdowych, opinii ekonomistów, wystawianych rekomendacji. Co ciekawe, ta zaawansowana wirtuozeria walut sprawdzała się przez wiele lat w rzeczywistości społecznej. Jednak element chaosu daje o sobie znać w najciekawszych momentach.
Wyzwania, które stawia przed całym światem i Europą kryzys gospodarczy są w zasadzie niejasne. Bo nie mamy odniesienia do takich wydarzeń w historii. Rzeczywistość po szoku Nixona może zadowolić się wszystkim lub też nie zadowoli się niczym.
Pieniądz nie tylko jest coraz bardziej wirtualny. Nie wiadomo na co go przeznaczyć. Oddając biednym, jego wirtualna wartość spadnie na dół w błyskawicznym tempie. 8 października Biuro Informacyjne Parlamentu Europejskiego w Polsce zorganizował w Poznaniu debatę poświęconą przyszłości wspólnych polityk UE i dylematów związanych z wydatkowaniem funduszy strukturalnych i spójności. Bo wirtualny pieniądz jest bardzo czuły na brak rozsądku. Z inicjatywy Parlamentu Europejskiego Regionalne Fora Dyskusyjne organizowane są w różnych regionach państw Unii Europejskiej. Europa duma nad tym, jak wydatkować swoje nieznane, bo przecież wirtualne, dobra.
środa, 31 października 2012
piątek, 26 października 2012
Kobiety w Europie
Czy obecny świat jest światem kobiet? Europa kultywuje jednak patriarchalną tradycję dominacji mężczyzn i marnotrawi potencjał intelektualny kobiet. Jest to o tyle ciekawe, gdyby zastanowić się nad bardzo ważną rolą konsumpcji dla współczesnej kultury oraz ekonomii. Tymczasem obecna konsumpcja jest wynikiem aktywności kobiet.
Kobiety pragną zdobywać wiedzę. W Unii Europejskiej 60 procent wszystkich studentów stanowią kobiety. Zatrudnienie kobiet jest jednak nadal niższe, niż zatrudnienie mężczyzn. Kobiety bardzo rzadko pojawiają się w zarządach firm. Nadal gorzej zarabiają od mężczyzn.
Tymczasem kobiety są coraz bardziej aktywne. Działania marketingowe skierowane do kobiet muszą odznaczać się określoną subtelnością i zaangażowaniem – przynoszą jednak wymierne rezultaty. Płeć żeńska lubi być dopieszczana! Co ciekawe, przestrzeń internetu jest częściej obecnie nasycana kobiecym kontentem, niż męskim.
Kobiety wykazują też bardzo dużą aktywność na wielu obszarach również w Polsce, w tym również w przestrzeniach zarezerwowanych do tej pory dla mężczyzn. W pierwszej połowie października 2012 roku ponad 120 kobiet z Warszawy, Gdańska, Poznania, Wrocławia i Krakowa uczestniczyło w jesiennej edycji Akademii Kobiet Budujących SILKA YTONG. Idea kobiecych rozmów o planowaniu budowy domu okazała się interesująca. Spotkania o budowaniu dla kobiet są edukacyjno-poradnikową propozycją dla aktywnych i przedsiębiorczych kobiet, które planują lub rozpoczęły już budowę domu.
Samo zaangażowanie kobiet w rzeczywistość społeczną to za mało, jeśli nie idą za tym systemowe rozwiązania. Szwedzki rząd dopingowany przez kobiece organizacje zdziałał bardzo wiele w kwestii równouprawnienia. Istotne okazało się zwiększenie dostępności opieki nad dziećmi. Odpowiedni system opieki nad dziećmi nie powinien być przywilejem, lecz dobrem dostępnym dla wszystkich rodziców. Tak samo ważny jest odpowiedni system opieki nad osobami starszymi, gdyż odpowiedzialność za opiekę nad starszymi rodzicami spoczywa bardzo często na dorosłych córkach tych osób.
Zasiłki rodzicielskie powinny uwzględniać równość płci oraz powinno nastąpić zrównanie wieku emerytalnego obojga płci. Fikcyjnym wsparciem dla rodziny jest wspólne opodatkowanie. Przy braku zaangażowania instytucji państwowych w opiekę nad dziećmi, czy osobami starszymi wspólne opodatkowanie powoduje, że praca jest dla kobiet bardzo często nieopłacalna.
Kobiety pragną zdobywać wiedzę. W Unii Europejskiej 60 procent wszystkich studentów stanowią kobiety. Zatrudnienie kobiet jest jednak nadal niższe, niż zatrudnienie mężczyzn. Kobiety bardzo rzadko pojawiają się w zarządach firm. Nadal gorzej zarabiają od mężczyzn.
Tymczasem kobiety są coraz bardziej aktywne. Działania marketingowe skierowane do kobiet muszą odznaczać się określoną subtelnością i zaangażowaniem – przynoszą jednak wymierne rezultaty. Płeć żeńska lubi być dopieszczana! Co ciekawe, przestrzeń internetu jest częściej obecnie nasycana kobiecym kontentem, niż męskim.
Kobiety wykazują też bardzo dużą aktywność na wielu obszarach również w Polsce, w tym również w przestrzeniach zarezerwowanych do tej pory dla mężczyzn. W pierwszej połowie października 2012 roku ponad 120 kobiet z Warszawy, Gdańska, Poznania, Wrocławia i Krakowa uczestniczyło w jesiennej edycji Akademii Kobiet Budujących SILKA YTONG. Idea kobiecych rozmów o planowaniu budowy domu okazała się interesująca. Spotkania o budowaniu dla kobiet są edukacyjno-poradnikową propozycją dla aktywnych i przedsiębiorczych kobiet, które planują lub rozpoczęły już budowę domu.
Samo zaangażowanie kobiet w rzeczywistość społeczną to za mało, jeśli nie idą za tym systemowe rozwiązania. Szwedzki rząd dopingowany przez kobiece organizacje zdziałał bardzo wiele w kwestii równouprawnienia. Istotne okazało się zwiększenie dostępności opieki nad dziećmi. Odpowiedni system opieki nad dziećmi nie powinien być przywilejem, lecz dobrem dostępnym dla wszystkich rodziców. Tak samo ważny jest odpowiedni system opieki nad osobami starszymi, gdyż odpowiedzialność za opiekę nad starszymi rodzicami spoczywa bardzo często na dorosłych córkach tych osób.
Zasiłki rodzicielskie powinny uwzględniać równość płci oraz powinno nastąpić zrównanie wieku emerytalnego obojga płci. Fikcyjnym wsparciem dla rodziny jest wspólne opodatkowanie. Przy braku zaangażowania instytucji państwowych w opiekę nad dziećmi, czy osobami starszymi wspólne opodatkowanie powoduje, że praca jest dla kobiet bardzo często nieopłacalna.
czwartek, 25 października 2012
Bieda w Polsce
Życie jest coraz droższe. To trywialne spostrzeżenie dotyczy rosnącej inflacji Polsce. Według Głównego Urzędu Statystycznego w ciągu ostatnich 12 miesięcy wyniosła ona 3,8 proc. W Polsce wzrasta też liczba osób żyjących w całkowitej biedzie, poniżej minimum egzystencji.
Minimum egzystencji brzmi nieprzyjemnie. Minimum egzystencji oznacza koszyk tych dóbr, które są niezbędne do podtrzymania funkcji życiowych człowieka i jego sprawności psychofizycznej. Uwzględnia on potrzeby, których zaspokojenie nie może zostać przez nas odłożone w czasie. Z kolei konsumpcja niższa od poziomu wyznaczonego przez minimum egzystencji prowadzi do biologicznego wyniszczenia i bezpośredniego zagrożenia ludzkiego życia.
Instytut Pracy i Spraw Socjalnych definiuje grupy społeczne w Polsce, które żyją za mniej, niż minimum egzystencji. Są to najczęściej pracownicy opłacani według ustawowego najniższego wynagrodzenia, jeśli mają na swoim utrzymaniu dzieci, ponadto wielu spośród bezrobotnych wraz z dziećmi, czy wielu rencistów wraz z dziećmi. Do osób tych należą również bardzo często emeryci oraz wielu spośród prowadzących działalność gospodarczą, oczywiście wraz z dziećmi. Warto zaznaczyć, że przez działalność gospodarczą osób żyjących za mniej, niż minimum egzystencji należy bardzo często rozumieć samozatrudnienie, nadużywane w Polsce przez wiele firm.
Liczba ubogich w Polsce rośnie z każdym rokiem. Osób będących na granicy lub wyraźnie poniżej minimum egzystencji jest już według Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych w naszym kraju ponad 2, 5 miliona.
Ekonomiści mówią o różnych przyczynach takiego stanu rzeczy. Wielu uważa, że na pogorszenie się sytuacji materialnej Polaków wpływ miały przede wszystkim trzy czynniki. Są to rosnące w szybkim tempie ceny większości artykułów i usług, wzrastające obciążenie podatkowe oraz słaby złoty.
We wrześniu 2012 roku Gabriele Zimmer zaprezentowała w Brukseli wystawę poświęconą biedzie w Polsce. Złożyło się na nią kilkanaście zdjęć z folderu wydanego przez Piotra Ikonowicza z okazji polskiej prezydencji w Unii Europejskiej. Protesty polskich europosłów spowodowały, że wystawa była pokazywana tylko przez trzy godziny w małej sali.
Najbardziej wstrząsająca jest jednak informacja dotycząca dzieci w Polsce pochodzących z biednych rodzin. W Polsce, według danych Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD), na dzieci wydaje się najmniej spośród wszystkich trzydziestu czterech krajów należących do OECD. Sytuacja materialna dzieci w Polsce została ponadto oceniona jako najgorsza wśród dwudziestu jeden krajów europejskich, które uwzględniono w raporcie UNICEF.
Minimum egzystencji brzmi nieprzyjemnie. Minimum egzystencji oznacza koszyk tych dóbr, które są niezbędne do podtrzymania funkcji życiowych człowieka i jego sprawności psychofizycznej. Uwzględnia on potrzeby, których zaspokojenie nie może zostać przez nas odłożone w czasie. Z kolei konsumpcja niższa od poziomu wyznaczonego przez minimum egzystencji prowadzi do biologicznego wyniszczenia i bezpośredniego zagrożenia ludzkiego życia.
Instytut Pracy i Spraw Socjalnych definiuje grupy społeczne w Polsce, które żyją za mniej, niż minimum egzystencji. Są to najczęściej pracownicy opłacani według ustawowego najniższego wynagrodzenia, jeśli mają na swoim utrzymaniu dzieci, ponadto wielu spośród bezrobotnych wraz z dziećmi, czy wielu rencistów wraz z dziećmi. Do osób tych należą również bardzo często emeryci oraz wielu spośród prowadzących działalność gospodarczą, oczywiście wraz z dziećmi. Warto zaznaczyć, że przez działalność gospodarczą osób żyjących za mniej, niż minimum egzystencji należy bardzo często rozumieć samozatrudnienie, nadużywane w Polsce przez wiele firm.
Liczba ubogich w Polsce rośnie z każdym rokiem. Osób będących na granicy lub wyraźnie poniżej minimum egzystencji jest już według Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych w naszym kraju ponad 2, 5 miliona.
Ekonomiści mówią o różnych przyczynach takiego stanu rzeczy. Wielu uważa, że na pogorszenie się sytuacji materialnej Polaków wpływ miały przede wszystkim trzy czynniki. Są to rosnące w szybkim tempie ceny większości artykułów i usług, wzrastające obciążenie podatkowe oraz słaby złoty.
We wrześniu 2012 roku Gabriele Zimmer zaprezentowała w Brukseli wystawę poświęconą biedzie w Polsce. Złożyło się na nią kilkanaście zdjęć z folderu wydanego przez Piotra Ikonowicza z okazji polskiej prezydencji w Unii Europejskiej. Protesty polskich europosłów spowodowały, że wystawa była pokazywana tylko przez trzy godziny w małej sali.
Najbardziej wstrząsająca jest jednak informacja dotycząca dzieci w Polsce pochodzących z biednych rodzin. W Polsce, według danych Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD), na dzieci wydaje się najmniej spośród wszystkich trzydziestu czterech krajów należących do OECD. Sytuacja materialna dzieci w Polsce została ponadto oceniona jako najgorsza wśród dwudziestu jeden krajów europejskich, które uwzględniono w raporcie UNICEF.
niedziela, 21 października 2012
Departament zatrzyma budownictwo
Rynek budowlany w zapaści, więc Ministerstwo Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej przejęło ster działań w swoje ręce. Obecna pomysłowość urzędników zaskakuje. Przez wiele lat rząd polski udawał, że nie dostrzega unijnej Dyrektywy EPB, której celem jest wypromowanie poprawy efektywności energetycznej budynków we Wspólnocie Europejskiej, Dyrektywy biorącej pod uwagę zewnętrzne i wewnętrzne warunki budynku i opłacalność przedsięwzięć. Politycy i urzędnicy przyciskani do muru w tej sprawie powoływali się najwyżej na zwroty analogiczne do słynnego hasła Billa Clintona - It’s the economy, stupid.
Bo rzeczywiście, budownictwo w Polsce kwitło. Potężna luka związana z budownictwem wielorodzinnym i jednorodzinnym wydawała się znikać w błyskawicznym tempie. Przyjęta przez Parlament Europejki i Radę Europy Dyrektywa nie została wdrożona w życie w Polsce ani w roku 2007, ani później, więc koszty nie rosły - bo nie szukano oszczędności energetycznych w konstrukcji budynku. Branża budowlana rozwijała się bez przeszkód - chociaż na rynku używano coraz lepszych i nowocześniejszych technologii budowlanych, to jednak nie wprowadzano wymogu kosztownych zmian w konstrukcji budynku.
W roku 2012 branża budowlana ma się fatalnie. Klienci mają coraz większe problemy z uzyskaniem kredytów hipotecznych, a dodatkowo obawiają się kosztownych inwestycji w momencie zawirowań gospodarczych. W sytuacji, kiedy zarówno deweloperzy, jak i inwestorzy indywidualni przede wszystkim starają się budować tanio, uzasadniając koszt przedsięwzięcia jego kosztem, Ministerstwo Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej znalazło pomysł, który może doprowadzić do sytuacji, w której budynki mieszkalne trzeba będzie budować drożej.
Kuriozalna zmiana szykowana w ministerialnych czeluściach, a konkretnie w Departamencie Gospodarki Przestrzennej i Budownictwa jest zaskakująca. Rozporządzenie w sprawie warunków technicznych jakim powinny odpowiadać budynki i ich usytuowanie jest bowiem zmianą wprowadzającą zamieszanie na rynku budowlanym. Większość istniejących obecnie gotowych projektów architektonicznych oraz stosowanych technologii budowlanych przeznaczonych dla klientów budownictwa jednorodzinnego nie spełnia kryteriów w ramach zaproponowanych zmian – nie spełniają ich również technologie budowlane. Oczywiście, pojawią się zarówno nowe, bardziej zaawansowane projekty domów oraz bardziej rozbudowane technologie budowlane. Nieco droższe
Ministerstwo proponuje szereg zmian w budowie domów. Położony jest dodatkowy nacisk na stosowanie odpowiednich urządzeń w systemach wentylacyjnych, ogrzewczych i chłodzących. Zmiany w przepisach wprowadzają wymagania m.in. wobec rodzaju i wydajności systemu wentylacji, temperatury czynników chłodzących, itd. Kolejna zmiana w rozporządzeniu dotyczy podejścia projektowego wobec minimalnych wymagań w stosunku do efektywności energetycznej i izolacyjności termicznej przegród. Obecnie budynek projektowany powinien wykazywać się odpowiednią izolacyjnością termiczną przegród (maksymalne wartości współczynników U) lub powinien spełniać ogólny warunek osiągnięcia zapotrzebowania na energię pierwotną (wskaźnik EP) poniżej dopuszczalnego poziomu (EPmax). Projektowana zmiana zakłada uwzględnienie obu wymagań jednocześnie – przegrody budynku powinny spełniać wymagania izolacyjności termicznej oraz budynek powinien wykazywać odpowiednio niskie zapotrzebowanie na energię pierwotną.
Ministerstwo obawiając się bardzo niskich standardów mieszkaniowych, w jakich zmuszeni są obecnie żyć Polacy, poprawiło również istniejący wskaźnik. Wiadomo, nowe zawsze lepsze. Chodzi o zmianę sposobu obliczania wartości maksymalnej wskaźnika EP.
Co idzie za proponowanymi zmianami? Otóż budynek jednorodzinny oddany do użytku w 2013 roku będzie musiał być zdecydowanie ‘lepszy’ – od wewnątrz i zewnątrz, niż budynek oddany do użytku w 2012 roku. O ile wzrośnie koszt budowy domu jednorodzinnego? Takich estymacji Ministerstwo Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej nie wykonało. Jak również analizy dotyczącej tego, na ile rozporządzenie zmieniające rozporządzenie w sprawie warunków technicznych jakim powinny odpowiadać budynki i ich usytuowanie pogłębi zapaść w branży budowlanej.
Rozporządzenie nie zostało jeszcze wydane – może do czasu jego obowiązywania ktoś w Departamencie Gospodarki Przestrzennej i Budownictwa pochyli się nad statystykami obrazującymi spadek inwestycji budowlanych w Polsce.
Bo rzeczywiście, budownictwo w Polsce kwitło. Potężna luka związana z budownictwem wielorodzinnym i jednorodzinnym wydawała się znikać w błyskawicznym tempie. Przyjęta przez Parlament Europejki i Radę Europy Dyrektywa nie została wdrożona w życie w Polsce ani w roku 2007, ani później, więc koszty nie rosły - bo nie szukano oszczędności energetycznych w konstrukcji budynku. Branża budowlana rozwijała się bez przeszkód - chociaż na rynku używano coraz lepszych i nowocześniejszych technologii budowlanych, to jednak nie wprowadzano wymogu kosztownych zmian w konstrukcji budynku.
W roku 2012 branża budowlana ma się fatalnie. Klienci mają coraz większe problemy z uzyskaniem kredytów hipotecznych, a dodatkowo obawiają się kosztownych inwestycji w momencie zawirowań gospodarczych. W sytuacji, kiedy zarówno deweloperzy, jak i inwestorzy indywidualni przede wszystkim starają się budować tanio, uzasadniając koszt przedsięwzięcia jego kosztem, Ministerstwo Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej znalazło pomysł, który może doprowadzić do sytuacji, w której budynki mieszkalne trzeba będzie budować drożej.
Kuriozalna zmiana szykowana w ministerialnych czeluściach, a konkretnie w Departamencie Gospodarki Przestrzennej i Budownictwa jest zaskakująca. Rozporządzenie w sprawie warunków technicznych jakim powinny odpowiadać budynki i ich usytuowanie jest bowiem zmianą wprowadzającą zamieszanie na rynku budowlanym. Większość istniejących obecnie gotowych projektów architektonicznych oraz stosowanych technologii budowlanych przeznaczonych dla klientów budownictwa jednorodzinnego nie spełnia kryteriów w ramach zaproponowanych zmian – nie spełniają ich również technologie budowlane. Oczywiście, pojawią się zarówno nowe, bardziej zaawansowane projekty domów oraz bardziej rozbudowane technologie budowlane. Nieco droższe
Ministerstwo proponuje szereg zmian w budowie domów. Położony jest dodatkowy nacisk na stosowanie odpowiednich urządzeń w systemach wentylacyjnych, ogrzewczych i chłodzących. Zmiany w przepisach wprowadzają wymagania m.in. wobec rodzaju i wydajności systemu wentylacji, temperatury czynników chłodzących, itd. Kolejna zmiana w rozporządzeniu dotyczy podejścia projektowego wobec minimalnych wymagań w stosunku do efektywności energetycznej i izolacyjności termicznej przegród. Obecnie budynek projektowany powinien wykazywać się odpowiednią izolacyjnością termiczną przegród (maksymalne wartości współczynników U) lub powinien spełniać ogólny warunek osiągnięcia zapotrzebowania na energię pierwotną (wskaźnik EP) poniżej dopuszczalnego poziomu (EPmax). Projektowana zmiana zakłada uwzględnienie obu wymagań jednocześnie – przegrody budynku powinny spełniać wymagania izolacyjności termicznej oraz budynek powinien wykazywać odpowiednio niskie zapotrzebowanie na energię pierwotną.
Ministerstwo obawiając się bardzo niskich standardów mieszkaniowych, w jakich zmuszeni są obecnie żyć Polacy, poprawiło również istniejący wskaźnik. Wiadomo, nowe zawsze lepsze. Chodzi o zmianę sposobu obliczania wartości maksymalnej wskaźnika EP.
Co idzie za proponowanymi zmianami? Otóż budynek jednorodzinny oddany do użytku w 2013 roku będzie musiał być zdecydowanie ‘lepszy’ – od wewnątrz i zewnątrz, niż budynek oddany do użytku w 2012 roku. O ile wzrośnie koszt budowy domu jednorodzinnego? Takich estymacji Ministerstwo Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej nie wykonało. Jak również analizy dotyczącej tego, na ile rozporządzenie zmieniające rozporządzenie w sprawie warunków technicznych jakim powinny odpowiadać budynki i ich usytuowanie pogłębi zapaść w branży budowlanej.
Rozporządzenie nie zostało jeszcze wydane – może do czasu jego obowiązywania ktoś w Departamencie Gospodarki Przestrzennej i Budownictwa pochyli się nad statystykami obrazującymi spadek inwestycji budowlanych w Polsce.
czwartek, 18 października 2012
Kryzys branży budowlanej
Fatalna sytuacja branży budowlanej w Polsce dotyczy obecnie zarówno firm, które budowały drogi, jak też dużych i małych przedsiębiorstw budujących obiekty mieszkaniowe, biurowe i przemysłowe.
Prawdziwe niebezpieczeństwo grozi branży budowlanej w 2013 roku, kiedy to spółki budowlane zostaną z dużymi zasobami, zarówno ludzkimi, jak również z parkiem maszynowym. Marazm w budownictwie mieszkaniowym pogłębi fakt, że firmy, które do tej pory zajmowały się budową dróg i autostrad, w roku 2013 będą interesować się budownictwem mieszkaniowym, w którym zejście z marżą poniżej 30% może okazać się nieopłacalne dla deweloperów.
Branża budowlana przeżywa kłopoty nie po raz pierwszy od czasu transformacji ustrojowej. Firmy budowlane i deweloperskie cierpią w czasie każdego kryzysu lub spowolnienia gospodarczego. Niektórzy ekonomiści nazywają wręcz branżę budowlaną papierkiem lakmusowym stanu gospodarki. Tak było w latach 2000-2003, a załamanie dotyczyło wtedy przecież kryzysu dotcomów (firm opartych o potencjał internetu), a nie realnej gospodarki.
Największym ciosem był krach na rynku nieruchomości i kredytów hipotecznych, który rozpoczął się pod koniec 2006 roku. Wywołał on najpoważniejszy w historii kryzys finansowy i recesje w globalnej gospodarce. Obecne kłopoty polskiej branży budowlanej zbiegają się z tendencją zaostrzania kryteriów udzielania kredytów hipotecznych.
Najlepszą ilustracją potencjału branży budowlanej są zmiany kursów akcji spółek oraz branżowego indeksu WIG Budownictwo. Od jesieni 2010 roku WIG Budownictwo weszło w trend spadkowy, który trwa do dziś. Dwuletnia fala większych i mniejszych spadków zmniejszyła wartość WIG Budownictwo o 75%.
Można się pocieszać, że w przypadku kondycji spółek deweloperskich spadek liczby budowanych mieszkań oznacza pogorszenie sytuacji w najbliższym czasie. Spowoduje też spadek cen i uzyskiwanych marż. Wróży jednak poprawę w dłuższym okresie czasu, bo ludzie mieszkać będą chcieli. Chętni na nowe lokale mieszkaniowe czekają na koniec kryzysu, chcąc planować zakup mieszkania w odpowiednim momencie.
Prawdziwe niebezpieczeństwo grozi branży budowlanej w 2013 roku, kiedy to spółki budowlane zostaną z dużymi zasobami, zarówno ludzkimi, jak również z parkiem maszynowym. Marazm w budownictwie mieszkaniowym pogłębi fakt, że firmy, które do tej pory zajmowały się budową dróg i autostrad, w roku 2013 będą interesować się budownictwem mieszkaniowym, w którym zejście z marżą poniżej 30% może okazać się nieopłacalne dla deweloperów.
Branża budowlana przeżywa kłopoty nie po raz pierwszy od czasu transformacji ustrojowej. Firmy budowlane i deweloperskie cierpią w czasie każdego kryzysu lub spowolnienia gospodarczego. Niektórzy ekonomiści nazywają wręcz branżę budowlaną papierkiem lakmusowym stanu gospodarki. Tak było w latach 2000-2003, a załamanie dotyczyło wtedy przecież kryzysu dotcomów (firm opartych o potencjał internetu), a nie realnej gospodarki.
Największym ciosem był krach na rynku nieruchomości i kredytów hipotecznych, który rozpoczął się pod koniec 2006 roku. Wywołał on najpoważniejszy w historii kryzys finansowy i recesje w globalnej gospodarce. Obecne kłopoty polskiej branży budowlanej zbiegają się z tendencją zaostrzania kryteriów udzielania kredytów hipotecznych.
Najlepszą ilustracją potencjału branży budowlanej są zmiany kursów akcji spółek oraz branżowego indeksu WIG Budownictwo. Od jesieni 2010 roku WIG Budownictwo weszło w trend spadkowy, który trwa do dziś. Dwuletnia fala większych i mniejszych spadków zmniejszyła wartość WIG Budownictwo o 75%.
Można się pocieszać, że w przypadku kondycji spółek deweloperskich spadek liczby budowanych mieszkań oznacza pogorszenie sytuacji w najbliższym czasie. Spowoduje też spadek cen i uzyskiwanych marż. Wróży jednak poprawę w dłuższym okresie czasu, bo ludzie mieszkać będą chcieli. Chętni na nowe lokale mieszkaniowe czekają na koniec kryzysu, chcąc planować zakup mieszkania w odpowiednim momencie.
środa, 17 października 2012
Słabe prognozy TP SA
Kryzys krzyczy o sobie w coraz bardziej medialnych miejscach. Akcje największej polskiej spółki telekomunikacyjnej TP SA spadły dzisiaj, 17 października do godziny 10.30 blisko 20 proc. Była to reakcja na publikację przez Telekomunikację Polską SA słabych wyników finansowych, mało optymistycznych prognoz oraz zapowiedź wypłaty mniejszej dywidendy za 2012 rok, niż za rok 2011. Negatywne informacje o tak dużej spółce, jaką jest TP SA odbiją się na giełdowych indeksach.
Analitycy są zaskoczeni słabymi prognozami TP SA. Kilka tygodni temu neutralną rekomendację wystawili spółce analitycy Banco Espirito Santo de Investimento. Do akumulowania akcji zachęcali inwestorów analitycy Erste Bank. Pomimo ewidentnego spowolnienia gospodarczego, nie można nim jednoznacznie tłumaczyć słabych wyników finansowych tak dużej spółki giełdowej.
W przychody molocha uderzyło wprowadzenie w drugim kwartale 2012 roku ofert na nielimitowane rozmowy komórkowe i SMSy przez wszystkich operatorów w Polsce.
Telekomunikacja Polska SA nie ma chlubnej historii. Wykorzystując pozycje monopolisty utrudniała między innymi powstawanie konkurencji operatorów świadczących usługi internetowe w Polsce. TP SA stosowała różne metody, by utrudnić prace małym, niezależnym operatorom. Najskuteczniejszym sposobem była też wysoka cena za udostępnianie swoich łączy.
24 marca 2004 roku koalicja kilkunastu niezależnych operatorów postanowiła skłonić TP SA do zmiany polityki cenowej. Dotyczyło to dostępu do sieci szkieletowej. Koalicję zawiązały: Aster City Cable, Telefonia Dialog, Energis Polska, Pro Futuro, GTS Polska, Interia, NASK, Netia, O2.pl, Poznańskie Centrum Superkomputerowo-Sieciowe, SM-Media, Telbank, Tel-Energo oraz Internet Group.
Koalicja wystosowała list otwarty do Marka Józefiaka, ówczesnego prezesa zarządu Telekomunikacji Polskiej SA. Pismo wpłynęło także do Urzędu Regulacji Telekomunikacji i Poczty oraz Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Operatorzy tłumaczyli w nim, że nie chodzi im tylko o zabezpieczenie własnych interesów. Działanie koalicji było szerszą inicjatywą na rzecz tańszego internetu, który mógł wspierać i ożywiać polską gospodarkę. Podmioty krajowe musiały bowiem płacić kilka razy większe kwoty za generowany ruch, niż zagraniczne instytucje. Rynkowa cena dostępu do wszystkich zasobów światowego internetu wynosiła wówczas 60-80 EUR za 1 Mbps miesięcznie. TP SA wymagała opłat rzędu 400 EUR za 1 Mbps.
Ponadto sporo zasobów ulokowanych było w sieciach operatorów niezależnych. Więcej ruchu pobierano przez sieć Telekomunikacji Polskiej SA z sieci operatorów niezależnych, niż z samej TP SA. Nie powodowało to jednak obniżki opłat operatorów niezależnych na rzecz TP SA. To podejście spowodowało, że polskie firmy były mniej konkurencyjne niż zagraniczne. Płacąc więcej za łącze musiały oferować większe ceny swoich usług. Dlatego polskie firmy miały niewielkie szanse w spotkaniu z takimi potentatami, jak Google, czy Yahoo. Włądze niedostrzegany tego problemu, nie rozumiejąc jak potężnym środowiskiem staje się internet.
Dopiero w styczniu 2006 roku Urząd Regulacji Telekomunikacji i Poczty wszczął postępowanie w sprawie nierównego traktowania podmiotów oraz wykorzystywania pozycji przez TPSA. Wchodzące w życie regulacje unijne, groźby kolejnych kar oraz wdrożenie ewentualnego podziału spółki skłonił Telekomunikację Polską SA do ugody.
Najbliższe dni pokażą nam, na ile elastyczny jest obecny zarząd TP SA i jak potoczą się dalej losy multioperatora.
Analitycy są zaskoczeni słabymi prognozami TP SA. Kilka tygodni temu neutralną rekomendację wystawili spółce analitycy Banco Espirito Santo de Investimento. Do akumulowania akcji zachęcali inwestorów analitycy Erste Bank. Pomimo ewidentnego spowolnienia gospodarczego, nie można nim jednoznacznie tłumaczyć słabych wyników finansowych tak dużej spółki giełdowej.
W przychody molocha uderzyło wprowadzenie w drugim kwartale 2012 roku ofert na nielimitowane rozmowy komórkowe i SMSy przez wszystkich operatorów w Polsce.
Telekomunikacja Polska SA nie ma chlubnej historii. Wykorzystując pozycje monopolisty utrudniała między innymi powstawanie konkurencji operatorów świadczących usługi internetowe w Polsce. TP SA stosowała różne metody, by utrudnić prace małym, niezależnym operatorom. Najskuteczniejszym sposobem była też wysoka cena za udostępnianie swoich łączy.
24 marca 2004 roku koalicja kilkunastu niezależnych operatorów postanowiła skłonić TP SA do zmiany polityki cenowej. Dotyczyło to dostępu do sieci szkieletowej. Koalicję zawiązały: Aster City Cable, Telefonia Dialog, Energis Polska, Pro Futuro, GTS Polska, Interia, NASK, Netia, O2.pl, Poznańskie Centrum Superkomputerowo-Sieciowe, SM-Media, Telbank, Tel-Energo oraz Internet Group.
Koalicja wystosowała list otwarty do Marka Józefiaka, ówczesnego prezesa zarządu Telekomunikacji Polskiej SA. Pismo wpłynęło także do Urzędu Regulacji Telekomunikacji i Poczty oraz Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Operatorzy tłumaczyli w nim, że nie chodzi im tylko o zabezpieczenie własnych interesów. Działanie koalicji było szerszą inicjatywą na rzecz tańszego internetu, który mógł wspierać i ożywiać polską gospodarkę. Podmioty krajowe musiały bowiem płacić kilka razy większe kwoty za generowany ruch, niż zagraniczne instytucje. Rynkowa cena dostępu do wszystkich zasobów światowego internetu wynosiła wówczas 60-80 EUR za 1 Mbps miesięcznie. TP SA wymagała opłat rzędu 400 EUR za 1 Mbps.
Ponadto sporo zasobów ulokowanych było w sieciach operatorów niezależnych. Więcej ruchu pobierano przez sieć Telekomunikacji Polskiej SA z sieci operatorów niezależnych, niż z samej TP SA. Nie powodowało to jednak obniżki opłat operatorów niezależnych na rzecz TP SA. To podejście spowodowało, że polskie firmy były mniej konkurencyjne niż zagraniczne. Płacąc więcej za łącze musiały oferować większe ceny swoich usług. Dlatego polskie firmy miały niewielkie szanse w spotkaniu z takimi potentatami, jak Google, czy Yahoo. Włądze niedostrzegany tego problemu, nie rozumiejąc jak potężnym środowiskiem staje się internet.
Dopiero w styczniu 2006 roku Urząd Regulacji Telekomunikacji i Poczty wszczął postępowanie w sprawie nierównego traktowania podmiotów oraz wykorzystywania pozycji przez TPSA. Wchodzące w życie regulacje unijne, groźby kolejnych kar oraz wdrożenie ewentualnego podziału spółki skłonił Telekomunikację Polską SA do ugody.
Najbliższe dni pokażą nam, na ile elastyczny jest obecny zarząd TP SA i jak potoczą się dalej losy multioperatora.
poniedziałek, 15 października 2012
Recesja w interesach
Media serwują nam kolejne święto, zagrażające dniu powszedniemu. Od tysiącleci rolą świąt było chwilowe zachwianie, a następnie odbudowanie kondycji mieszkańców danej przestrzeni. Wraz ze wzrostem świadomości i edukacji, również święta przekształciły się w coś bardziej zaawansowanego.
Recesja to termin używany w celu określenia pierwszej fazy cyklu gospodarczego, w której zmniejszenie aktywności gospodarczej przejawia się jedynie w obniżeniu tempa wzrostu produktu krajowego brutto (PKB) w porównaniu z poprzednim okresem. Co istotne, w ekonomicznym znaczeniu recesja definiowana jest jako spadek produktu krajowego brutto (PKB) przez co najmniej dwa kolejne kwartały. Podczas recesji nie następuje natomiast bezwzględny spadek rozmiarów produkcji, a w konsekwencji produktu krajowego brutto. Taka sytuacja określana jest bowiem mianem kryzysu. Media lubują się w wymiennym stosowaniu obu zwrotów, nakręcając w ten sposób koniunkturę przede wszystkim na dystrybuowane przez siebie informacje. Od roku 2007 wiele krajów objętych jest kryzysem gospodarczym, czyli szokiem, którego skutki mogą być jeszcze nieznane.
Obniżaniu się tempa wzrostu PKB w fazie recesji towarzyszy zazwyczaj niższy poziom wydajności pracy. Pojawia się też zahamowanie wzrostu lub nawet obniżenie realnych płac. Następuje też nierzadko zahamowanie wzrostu cen oraz wzrost bezrobocia. Wszystko to przekłada się na pogarszające się nastroje społeczne, wzrost przestępczości i przemocy.
Historia recesji wskazuje jednoznacznie, że zmieniają się jej przyczyny. Najczęściej ekonomiści wskazują, że do powstawania recesji przyczynia się zła polityka pieniężna i nadmierna lub niedostateczna ingerencja państwa w gospodarkę. Również wojny i poważne kataklizmy powodują przesilenia ekonomiczne, a czasami długotrwałe osłabienie gospodarki. Recesje obserwowane do połowy XX wieku były połączone z niską inflacją lub nawet deflacją. W drugiej połowie XX wieku bardzo często recesja wiązała się z wysoką inflacją. Recesja jest przedmurzem kryzysu, groźnego boga chaosu ekonomii.
Recesja na dobre rozlała się po całym świecie. Rządy kolejnych państw ratują przed plajtą instytucje finansowe, wierząc, że stanowią one ostatnie przedmurze przed nadchodzącym kryzysem. Europejski System Nadzoru Finansowego (ESNF) złożony z Europejskiego Urzędu Nadzoru Bankowego, Europejskiego Urzędu Nadzoru Ubezpieczeń i Pracowniczych Programów Emerytalnych oraz Europejskiego Urzędu Nadzoru Giełd i Papierów Wartościowych działa od 1 stycznia 2011 r. i ma za zadanie wspierać bankowość europejską w obliczu kryzysu oraz recesji. Europejski System Nadzoru Finansowego (ESNF) ma zapewnić faktycznie równe warunki uczestnictwa w rynku dla wszystkich podmiotów na szczeblu unijnym i odzwierciedlić coraz większą integrację rynków finansowych w Unii.
Recesja to termin używany w celu określenia pierwszej fazy cyklu gospodarczego, w której zmniejszenie aktywności gospodarczej przejawia się jedynie w obniżeniu tempa wzrostu produktu krajowego brutto (PKB) w porównaniu z poprzednim okresem. Co istotne, w ekonomicznym znaczeniu recesja definiowana jest jako spadek produktu krajowego brutto (PKB) przez co najmniej dwa kolejne kwartały. Podczas recesji nie następuje natomiast bezwzględny spadek rozmiarów produkcji, a w konsekwencji produktu krajowego brutto. Taka sytuacja określana jest bowiem mianem kryzysu. Media lubują się w wymiennym stosowaniu obu zwrotów, nakręcając w ten sposób koniunkturę przede wszystkim na dystrybuowane przez siebie informacje. Od roku 2007 wiele krajów objętych jest kryzysem gospodarczym, czyli szokiem, którego skutki mogą być jeszcze nieznane.
Obniżaniu się tempa wzrostu PKB w fazie recesji towarzyszy zazwyczaj niższy poziom wydajności pracy. Pojawia się też zahamowanie wzrostu lub nawet obniżenie realnych płac. Następuje też nierzadko zahamowanie wzrostu cen oraz wzrost bezrobocia. Wszystko to przekłada się na pogarszające się nastroje społeczne, wzrost przestępczości i przemocy.
Historia recesji wskazuje jednoznacznie, że zmieniają się jej przyczyny. Najczęściej ekonomiści wskazują, że do powstawania recesji przyczynia się zła polityka pieniężna i nadmierna lub niedostateczna ingerencja państwa w gospodarkę. Również wojny i poważne kataklizmy powodują przesilenia ekonomiczne, a czasami długotrwałe osłabienie gospodarki. Recesje obserwowane do połowy XX wieku były połączone z niską inflacją lub nawet deflacją. W drugiej połowie XX wieku bardzo często recesja wiązała się z wysoką inflacją. Recesja jest przedmurzem kryzysu, groźnego boga chaosu ekonomii.
Recesja na dobre rozlała się po całym świecie. Rządy kolejnych państw ratują przed plajtą instytucje finansowe, wierząc, że stanowią one ostatnie przedmurze przed nadchodzącym kryzysem. Europejski System Nadzoru Finansowego (ESNF) złożony z Europejskiego Urzędu Nadzoru Bankowego, Europejskiego Urzędu Nadzoru Ubezpieczeń i Pracowniczych Programów Emerytalnych oraz Europejskiego Urzędu Nadzoru Giełd i Papierów Wartościowych działa od 1 stycznia 2011 r. i ma za zadanie wspierać bankowość europejską w obliczu kryzysu oraz recesji. Europejski System Nadzoru Finansowego (ESNF) ma zapewnić faktycznie równe warunki uczestnictwa w rynku dla wszystkich podmiotów na szczeblu unijnym i odzwierciedlić coraz większą integrację rynków finansowych w Unii.
Subskrybuj:
Posty (Atom)