Rok 2012 był bardzo trudnym rokiem dla potencjalnych kredytobiorców zainteresowanych zakupem mieszkania lub domu. W roku 2013 kredyty hipoteczne będą jeszcze inaczej dostępne, niż ma to miejsce obecnie. Komisja Nadzoru Finansowego już od początku roku wprowadzi kilka zmian. Z założenia kolejne zmiany w Rekomendacji S maja zabezpieczać zarówno kredytodawców, jak i kredytobiorców. I zmniejszyć prawdopodobieństwo pojawiania się na rynku osób nie mogących spłacać kredytu w przyszłości.
Rekomendacja S zatrzymała branżę budowlaną. Być może, proroczo przewidziała i zamroziła możliwość udzielania kredytów hipotecznych osobom nie posiadających możliwości spłaty tych kredytów. Na pewno jednak pogłębiła spadek popytu na mieszkania i domy, na pewno powstrzymała rozwój branży budowlanej.
Uregulowania rekomendacji S odnoszą się przede wszystkim do wewnętrznych procedur bankowych. Instytucje finansowe powinny promować kredyty hipoteczne w złotych polskich, a ponadto obliczać zdolność kredytową klienta tak, jak dla kredytu złotowego – nawet jeśli jest on brany w walucie obcej.
Propozycje aktualizacji Rekomendacji S w roku 2013 wnoszą kilka istotnych zmian. W obecnej chwili kredytobiorcy o wysokich dochodach nadal mogą zaciągać zobowiązania w walutach obcych. Niskie stopy procentowe w strefie euro przekładają się na niski koszt obsługi kredytu, chociaż jest on okupiony poważnym ryzykiem. Hipoteczne kredyty walutowe stanowią obecnie margines rynku, jednak dla najlepiej sytuowanych kredytobiorców stanowią tańszą alternatywę zobowiązania.
Proponowane zmiany stawiają jasne wymogi. Według aktualizacji rekomendacji S kredyty denominowane mogą być dostępne wyłącznie dla osób, które osiągają stałe dochody w walucie. Kredytobiorcy z najwyższej półki nie będą mieli wyboru waluty, chyba że ich wynagrodzenie ustalane jest w dolarach lub euro.
W projekcie zmian rekomendacji S znalazł się zapis wydłużający do 30 lat maksymalny okres przyjmowany do wyliczania zdolności kredytowej. Obecnie dla kredytów hipotecznych okres ten wynosi 25 lat. Nawet jeśli bank udziela kredytu hipotecznego na 35 lat, to przy obliczaniu zdolności kredytowej przyjmuje obecnie okres 25-letni, co znacznie obniża zdolność kredytową potencjalnego klienta.
Komisja Nadzoru Finansowego proponuje odejście od sztywnych norm dotyczących maksymalnego wskaźnika DtI (debt to income).
Najważniejszą zmianą z punktu widzenia kredytobiorców i ich zdolności zaciąganai kredytu hipotecznego będzie odejście od udzielania kredytu na całość kupowanej nieruchomości. Przez pierwszy rok obowiązywania nowych zaleceń w ramach rekomendacji S banki będą mogły udzielać kredytu bez wkładu własnego. W kolejnym roku wymagane będzie już co najmniej 10 % wkład własny. Po upływie kolejnych 12 miesięcy wkład będzie musiał być 20 %. Wymogu tego nie będzie można obejść w przyszłości poprzez dodatkowe ubezpieczenie.
środa, 26 grudnia 2012
Zmiany rekomendacji S
Etykiety:
bank,
banki,
instytucja finansowa,
knf,
komisja nadzoru finansowego,
kredyt,
kredyt hipoteczny,
kredytobiorca,
kredytodawca,
rekomendacja s,
zmiany
wtorek, 18 grudnia 2012
Istota władzy nadanej badmintonem
Kryzys i upadek instytucji państwa nie bierze się z powodu złej sytuacji gospodarczej. To zła sytuacja gospodarcza związana jest z recesją znanego nam systemu rządzenia, prezentowanego przez euroamerykańską demokrację.
Obecny model demokracji miał rację bytu w czasach, kiedy kilka procent wykształconej populacji wspierała się legitymizacją szerokich, aczkolwiek prostych mas społecznych. Tymczasem obserwując zachowania aparatu władzy można dojść do wniosku, że kilka procent tych najmniej wykształconych i nieco zagubionych w przestrzeni ukryło się za parawanem władzy.
Wydatkii na opiekę zdrowotną, czy edukację publiczną spadają w Polsce. Tymczasem wydatki publiczne rosną. W 2012 roku wyniosą one prawdopodobnie około 715 miliardów złotych. Jeszcze w 2008 roku wydatki publiczne wynosiły 534 miliardy złotych. Dlaczego władza jest tak droga?
Jednym z powodów jest absurdalne rozumienie istoty władzy nadanej. Czy raczej kompletne niezrozumienie istoty władzy nadanej. Sejm Rzeczypospolitej Polskiej posiada Parlamentarny Zespół ds. Promocji Badmintona. Jako solidny zespół, prowadzony przez posła Zbigniewa Dolatę, ma swoje posiedzenia i wybory zarządu. Bo przecież genialny i ponadczasowy reżyser Stanisław Bareja ustami działacza Jarząbka przypomina nam w filmie "Miś", jak ważne są zarządy w promocji sportu.
Parlamentarny Zespół ds. Promocji Badmintona może śmieszyć, ale powinien przerażać. W obliczu niezwykle poważnych kwestii i bezustannie podejmowanych kluczowych decyzji dla funkcjonowania społeczeństwa, panowie posłowie Zbigniew Dolata, Andrzej Dera, Arkady Fiedler i pozostali radośni członkowie Zespółu ds. Promocji Badmintona powinni spotykać się w swoim klubiku po pracy. I za ciężko zarobione, nieopodatkowane diety promować badmintona gdzie tylko popadnie.
Opodatkowanie posłów i senatorów jest koniecznością. Nie ze względu na dziurę budżetową, bo nic to nie zmieni w obliczu gospodarczego kryzysu. Świat z ul. Wiejskiej w Warszawie wygląda bowiem kompletnie inaczej. Parlamentarny Zespół ds. Promocji Badmintona nie rodzi pytań o sens swojego istnienia. Rodzi tylko pytanie, po co nam parlamentarzyści.
Obecny model demokracji miał rację bytu w czasach, kiedy kilka procent wykształconej populacji wspierała się legitymizacją szerokich, aczkolwiek prostych mas społecznych. Tymczasem obserwując zachowania aparatu władzy można dojść do wniosku, że kilka procent tych najmniej wykształconych i nieco zagubionych w przestrzeni ukryło się za parawanem władzy.
Wydatkii na opiekę zdrowotną, czy edukację publiczną spadają w Polsce. Tymczasem wydatki publiczne rosną. W 2012 roku wyniosą one prawdopodobnie około 715 miliardów złotych. Jeszcze w 2008 roku wydatki publiczne wynosiły 534 miliardy złotych. Dlaczego władza jest tak droga?
Jednym z powodów jest absurdalne rozumienie istoty władzy nadanej. Czy raczej kompletne niezrozumienie istoty władzy nadanej. Sejm Rzeczypospolitej Polskiej posiada Parlamentarny Zespół ds. Promocji Badmintona. Jako solidny zespół, prowadzony przez posła Zbigniewa Dolatę, ma swoje posiedzenia i wybory zarządu. Bo przecież genialny i ponadczasowy reżyser Stanisław Bareja ustami działacza Jarząbka przypomina nam w filmie "Miś", jak ważne są zarządy w promocji sportu.
Parlamentarny Zespół ds. Promocji Badmintona może śmieszyć, ale powinien przerażać. W obliczu niezwykle poważnych kwestii i bezustannie podejmowanych kluczowych decyzji dla funkcjonowania społeczeństwa, panowie posłowie Zbigniew Dolata, Andrzej Dera, Arkady Fiedler i pozostali radośni członkowie Zespółu ds. Promocji Badmintona powinni spotykać się w swoim klubiku po pracy. I za ciężko zarobione, nieopodatkowane diety promować badmintona gdzie tylko popadnie.
Opodatkowanie posłów i senatorów jest koniecznością. Nie ze względu na dziurę budżetową, bo nic to nie zmieni w obliczu gospodarczego kryzysu. Świat z ul. Wiejskiej w Warszawie wygląda bowiem kompletnie inaczej. Parlamentarny Zespół ds. Promocji Badmintona nie rodzi pytań o sens swojego istnienia. Rodzi tylko pytanie, po co nam parlamentarzyści.
Etykiety:
badminton,
kryzys,
parlament,
parlamentarny zespół,
podatek,
poseł,
posłowie,
promocja badmintona,
recesja,
sejm,
senator,
wydatki publiczne
czwartek, 13 grudnia 2012
Spadek inflacji
Z powodu gospodarczego spowolnienia i taniejących surowców wyciszają się również impulsy, które trzymały inflację wysoko. Obecnie to 2,8 procent - tyle wyniosła inflacja w listopadzie 2012 roku. Po serii słabych danych gospodarczych w Polsce spadek tempa wzrostu cen jest pierwszą dobrą wiadomością od kilku miesięcy. Jeszcze w październiku inflacja wynosiła 3,4 procent., a w lutym i w połowie roku aż 4,3 procent.
Oczywiście, dane GUS mogą zastanawiać. Mocno podejrzana jest przecena ubrań i obuwia. Według danych GUS były one bowiem o 4,1 procent tańsze niż w październiku i aż o 4,8 procent niższe niż przed rokiem. Jednak przede wszystkim dane ogłoszone przez GUS oznaczają, że kolejne obniżki stóp są bardzo prawdopodobne. Czas uporczywie wysokiej inflacji trwał w Polsce wiele miesięcy. W listopadzie i grudniu Rada Polityki Pieniężnej dwukrotnie obniżała stopy procentowe. Niektórzy z ekonomistów popadają w dość entuzjastyczne nastroje, które jednak może zweryfikować nadchodząca przyszłość.
Co ciekawe, sprzedaż detaliczna w Stanach Zjednoczonych w listopadzie 2012 roku wzrosła o 0,3 procent miesiąc do miesiąca, podczas gdy poprzednio spadła o 0,3 procent, wynika z danych Departament Handlu USA.
Oczywiście, dane GUS mogą zastanawiać. Mocno podejrzana jest przecena ubrań i obuwia. Według danych GUS były one bowiem o 4,1 procent tańsze niż w październiku i aż o 4,8 procent niższe niż przed rokiem. Jednak przede wszystkim dane ogłoszone przez GUS oznaczają, że kolejne obniżki stóp są bardzo prawdopodobne. Czas uporczywie wysokiej inflacji trwał w Polsce wiele miesięcy. W listopadzie i grudniu Rada Polityki Pieniężnej dwukrotnie obniżała stopy procentowe. Niektórzy z ekonomistów popadają w dość entuzjastyczne nastroje, które jednak może zweryfikować nadchodząca przyszłość.
Co ciekawe, sprzedaż detaliczna w Stanach Zjednoczonych w listopadzie 2012 roku wzrosła o 0,3 procent miesiąc do miesiąca, podczas gdy poprzednio spadła o 0,3 procent, wynika z danych Departament Handlu USA.
sobota, 8 grudnia 2012
Doskonała popkultura
Doskonały świat prosperity i neonowych odblasków też nie jest doskonały. Zawieje wokół amerykańskiej gospodarki budzą od kilku lat zaskoczenie i zwątpienie wśród wyznawców euroamerykańskiej kultury, progresywnego stylu życia opartego o popkulturę. Stylu życia, który zyskał ssympatyków i naśladowcó na całym świecie.
Amerykański sen to nie tylko cudowny wzrost gospodarczy, bogacenie się milionów ludzi, ale również bajkowy Hollywood. Cudowną przestrzeń celebrytów, których losy śledzą miliony ludzi, odnajdując w tym nowy sens, analogiczny do konwersji religijnej też stworzył niedoskonały człowiek. Co więcej, neonowa przestrzeń dobrobytu gwiazd też nie jest doskonała. Piękna i nietuzinkowa aktorka Halle Bery ma sześć palców u lewej stopy. Daryl Hannah straciła czubek palca w wyniku wypadku. Z kolei Jennifer Garner cierpi na wrodzone skrócenie kości śródstopia.
Defekty zdarzają się jednak również w bardzo widocznych miejscach. Jean Claude Van Damme ma torbiel na czole. Piosenkarz Seal posiada bardzo charakterystyczne blizny na twarzy, będące wynikiem zakażenia toczeniem rumieniowatym układowym.
Zmiany ciała następujące na wskutek różnych uszkodzeń i chorób przypominają nam o niedoskonałości tego świata, o jego przemijalności. Jeśli jednak jesteśmy tutaj, to dlaczego mamy odrzucić kult naszego ciała, jego doskonalenie i poprawianie. Ogromną popularność zyskują obecnie produkty farmaceutyczno – kosmetyczne. Zmieniamy się dowolnie, modyfikujemy według sobie tylko znanym kodom.
Amerykański sen to nie tylko cudowny wzrost gospodarczy, bogacenie się milionów ludzi, ale również bajkowy Hollywood. Cudowną przestrzeń celebrytów, których losy śledzą miliony ludzi, odnajdując w tym nowy sens, analogiczny do konwersji religijnej też stworzył niedoskonały człowiek. Co więcej, neonowa przestrzeń dobrobytu gwiazd też nie jest doskonała. Piękna i nietuzinkowa aktorka Halle Bery ma sześć palców u lewej stopy. Daryl Hannah straciła czubek palca w wyniku wypadku. Z kolei Jennifer Garner cierpi na wrodzone skrócenie kości śródstopia.
Defekty zdarzają się jednak również w bardzo widocznych miejscach. Jean Claude Van Damme ma torbiel na czole. Piosenkarz Seal posiada bardzo charakterystyczne blizny na twarzy, będące wynikiem zakażenia toczeniem rumieniowatym układowym.
Zmiany ciała następujące na wskutek różnych uszkodzeń i chorób przypominają nam o niedoskonałości tego świata, o jego przemijalności. Jeśli jednak jesteśmy tutaj, to dlaczego mamy odrzucić kult naszego ciała, jego doskonalenie i poprawianie. Ogromną popularność zyskują obecnie produkty farmaceutyczno – kosmetyczne. Zmieniamy się dowolnie, modyfikujemy według sobie tylko znanym kodom.
piątek, 7 grudnia 2012
Jednolity patent
Przyjęcie jednolitego patentu europejskiego może być bardzo kosztowne i nieopłacalne dla polskiej gospodarki. Tak wynika z analizy przygotowanej dla Ministerstwa Gospodarki. Jednolite patenty obowiązujące niebawem w Unii Europejskiej nie będą tłumaczone na język polski, chociaż będą dotyczyć polskich przedsiębiorców. Można spodziewać się, że liczba monopoli patentowych w Europie gwałtownie wzrośnie na niekorzyść polskich firm.
Pomysł był jak zwykle bardzo słuszny. Skomplikowane procedury patentowe powinien uprościć jednolity patent. Zgodnie z podstawowymi założeniami, zainteresowana firma tylko raz złoży odpowiedni wniosek, a jeśli uzyska patent, ochrona będzie automatycznie obowiązywała we wszystkich państwach, które przystąpią do systemu jednolitego patentu.
Długoterminowy wpływ patentu na gospodarkę zbadała jednak firma doradcza Deloitte. Wynika z niego, że jeśli Polska przystąpi do umowy o jednolitym patencie, gospodarka straci w ciągu najbliższych trzydziestu lat 76 mld zł. Odrzucenie jednolitego patentu będzie kosztować budżet państwa 48 mld zł.
Eksperci z Polskiej Izby Rzeczników Patentowych postawili jeszcze poważniejsze zarzuty jednolitemu patentowi. Eksperci obawiają się, że jednolity patent doprowadzi do załamania polskiej gospodarki. Obawy mają mocne podstawy, bo można wątpić w to, czy polskie firmy pod presją zagranicznych patentów będą w stanie prowadzić normalną działalność. Nie można obecnie wykluczyć, ze jednolity patent posłuży do patentowania oprogramowania czy metod biznesowych. Patentowe roszczenia w USA są tego najlepszym przykładem, tylko różnica jest taka, że amerykańskie firmy mają komfort dostępu do patentów we własnym języku i obrony przed sądem we własnym kraju.
Pomysł był jak zwykle bardzo słuszny. Skomplikowane procedury patentowe powinien uprościć jednolity patent. Zgodnie z podstawowymi założeniami, zainteresowana firma tylko raz złoży odpowiedni wniosek, a jeśli uzyska patent, ochrona będzie automatycznie obowiązywała we wszystkich państwach, które przystąpią do systemu jednolitego patentu.
Długoterminowy wpływ patentu na gospodarkę zbadała jednak firma doradcza Deloitte. Wynika z niego, że jeśli Polska przystąpi do umowy o jednolitym patencie, gospodarka straci w ciągu najbliższych trzydziestu lat 76 mld zł. Odrzucenie jednolitego patentu będzie kosztować budżet państwa 48 mld zł.
Eksperci z Polskiej Izby Rzeczników Patentowych postawili jeszcze poważniejsze zarzuty jednolitemu patentowi. Eksperci obawiają się, że jednolity patent doprowadzi do załamania polskiej gospodarki. Obawy mają mocne podstawy, bo można wątpić w to, czy polskie firmy pod presją zagranicznych patentów będą w stanie prowadzić normalną działalność. Nie można obecnie wykluczyć, ze jednolity patent posłuży do patentowania oprogramowania czy metod biznesowych. Patentowe roszczenia w USA są tego najlepszym przykładem, tylko różnica jest taka, że amerykańskie firmy mają komfort dostępu do patentów we własnym języku i obrony przed sądem we własnym kraju.
czwartek, 6 grudnia 2012
Polska gospodarka pod koniec 2012 roku
Polska w coraz trudniejszej sytuacji gospodarczej Po oficjalnej publikacji danych na temat produktu krajowego brutto, dużo słabszych od oczekiwań, pojawiły się spekulacje o możliwości obniżenia jeszcze w grudniu 2012 ceny polskiego złotego o 50 punktów bazowych. Oczekiwanie to znalazło zresztą wyraźne odzwierciedlenie w kursie naszej waluty pod koniec listopada. W ciągu ostatniego tygodni polski złoty mocno tracił na wartości.
W trzecim kwartale 2012 roku PKB był bardzo słaby. Wzrost wyniósł zaledwie 1,4 procent rok do roku przy oczekiwaniach na poziomie 1,8 procent oraz 2,4 procent w poprzednim kwartale 2012 roku. Słaby wynik gospodarczy jest bardzo ważnym argumentem za cięciem ceny polskiego złotego dla Rady Polityki Pieniężnej, mimo wciąż podwyższonego poziomu inflacji.
Rada Polityki Pieniężnej nie zaskoczyła więc swoją decyzją - obniżyła stopy procentowe zgodnie z oczekiwaniami. Kurs polskiego złotego spokojnie przyjął decyzję władz monetarnych. Wbrew oczekiwaniom niektórych analityków Rada Polityki Pieniężnej nie zdecydowała się na radykalniejsze kroki. Obniżyła stopy procentowe tylko o 25 punktów bazowych do 4,25 procent. Zgodnie z konsensusem rynkowym do końca pierwszego kwartału 2013 roku koszt kredytu zostanie zredukowany do 3,75 procent.
Konsumenci swoimi zachowaniami również potwierdzają nieprzychylne sygnały w gospodarce. W październiku 2012 roku sprzedaż detaliczna w Polsce spadła o 4,4 procent rok do roku, po tym jak w poprzednim miesiącu sprzedaż zmalała o 2,6 procent. Jest to bardzo słaby wynik na tle całej Unii Europejskiej, gdzie sprzedaż skurczyła się o 2,4 procent. Sprzedaż w pogrążonej w kryzysie strefie euro spadła o 3,6 procent.
Kiedy sypie się gospodarką najdłużej radzą sobie drobni przedsiębiorcy, zahartowane nieprzyjazną polityką państwa – jeśli przetrwają w cieniu dwóch molochów - Zakładu Ubezpieczeń Społecznych i Urzędu Skarbowego, to są mniej narażone na kryzys. Ponadto, po kryzysie w 2001 roku małe i średnie firmy są zaprawione w bojach.
Małe i średnie firmy starają się realizować swoją politykę niezależnie od tego, co się dzieje w gospodarce państwa – wynika z opublikowanego raportu PKPP Lewiatan. Dla niemal połowy małych i średnich firm głównym celem jest obecnie utrzymanie się na rynku. Co czwarta firma chce zwiększyć sprzedaż, a co dziesiąta – swój udział w rynku. Ale im mniejsza firma, tym bardziej obecnie nastawiona jest na przetrwanie, niż na rozwój. Przetrwanie stanowi priorytet dla 42 procent małych firm i 27 procent średnich firm.
W trzecim kwartale 2012 roku PKB był bardzo słaby. Wzrost wyniósł zaledwie 1,4 procent rok do roku przy oczekiwaniach na poziomie 1,8 procent oraz 2,4 procent w poprzednim kwartale 2012 roku. Słaby wynik gospodarczy jest bardzo ważnym argumentem za cięciem ceny polskiego złotego dla Rady Polityki Pieniężnej, mimo wciąż podwyższonego poziomu inflacji.
Rada Polityki Pieniężnej nie zaskoczyła więc swoją decyzją - obniżyła stopy procentowe zgodnie z oczekiwaniami. Kurs polskiego złotego spokojnie przyjął decyzję władz monetarnych. Wbrew oczekiwaniom niektórych analityków Rada Polityki Pieniężnej nie zdecydowała się na radykalniejsze kroki. Obniżyła stopy procentowe tylko o 25 punktów bazowych do 4,25 procent. Zgodnie z konsensusem rynkowym do końca pierwszego kwartału 2013 roku koszt kredytu zostanie zredukowany do 3,75 procent.
Konsumenci swoimi zachowaniami również potwierdzają nieprzychylne sygnały w gospodarce. W październiku 2012 roku sprzedaż detaliczna w Polsce spadła o 4,4 procent rok do roku, po tym jak w poprzednim miesiącu sprzedaż zmalała o 2,6 procent. Jest to bardzo słaby wynik na tle całej Unii Europejskiej, gdzie sprzedaż skurczyła się o 2,4 procent. Sprzedaż w pogrążonej w kryzysie strefie euro spadła o 3,6 procent.
Kiedy sypie się gospodarką najdłużej radzą sobie drobni przedsiębiorcy, zahartowane nieprzyjazną polityką państwa – jeśli przetrwają w cieniu dwóch molochów - Zakładu Ubezpieczeń Społecznych i Urzędu Skarbowego, to są mniej narażone na kryzys. Ponadto, po kryzysie w 2001 roku małe i średnie firmy są zaprawione w bojach.
Małe i średnie firmy starają się realizować swoją politykę niezależnie od tego, co się dzieje w gospodarce państwa – wynika z opublikowanego raportu PKPP Lewiatan. Dla niemal połowy małych i średnich firm głównym celem jest obecnie utrzymanie się na rynku. Co czwarta firma chce zwiększyć sprzedaż, a co dziesiąta – swój udział w rynku. Ale im mniejsza firma, tym bardziej obecnie nastawiona jest na przetrwanie, niż na rozwój. Przetrwanie stanowi priorytet dla 42 procent małych firm i 27 procent średnich firm.
poniedziałek, 3 grudnia 2012
Zdrowie w kryzysie
Fala niezadowolenia z usług medycznych doprowadziła do tego, że wiceminister zdrowia Sławomir Neumann zapewnił w Programie Pierwszym Polskiego Radia, że resort zdrowia chce oddzielić funkcję płatnika za usługi medyczne, jakim jest Narodowy Fundusz Zdrowia od kontrolera tych usług, którym jest… Narodowy Fundusz Zdrowia. Wczoraj zapowiadał to atakowany przez media minister zdrowia Bartosz Arułkowicz. Powstanie więc nowa instytucja, która w obliczu panującego chaosu zajmie się wyceną świadczeń medycznych. Nie wiadomo jeszcze, na czym – oprócz stworzenia kolejnych etatów – polegać będzie usprawnienie dotychczasowych działań NFZu.
Funkcję płatnika nadal będzie sprawował Narodowy Fundusz Zdrowia zbierając składki, ale zostanie on rozbity na regiony. Procedury medyczne ma wyceniać nowa instytucja rządowa, która powstanie w oparciu o zasoby merytoryczne i kadrowe takich instytucji, jak Agencja Oceny Technologii Medycznej, czy Centrum Monitorowania Jakości Zdrowia. Chaos ma zostać opanowany.
Tymczasem przyszłoroczny budżet resortu zdrowia ma wynieść zaledwie 3,77 miliarda PLN, z czego 2,31 miliarda PLN zostanie przeznaczone na ochronę zdrowia. Oznacza to spadek w porównaniu do budżetu w roku bieżącym. Obecnie budżet resortu zdrowia wynosi 3,95 miliarda PLN, w tym 2,5 miliarda PLN przeznaczonych na ochronę zdrowia. Powołanie nowej instytucji na pewno będzie oznaczać kolejny nakład finansowy w ramach skurczonego budżetu. Kontynuując niechlubną tradycję charakterystyczną dla wielu europejskich rządów, niewielkie będą również wydatki na edukację specjalistów medycznych. Z budżetu jakim będzie dysponował resort zdrowia, ok.1,37 miliarda PLN stanowić będą środki przeznaczone na szkolnictwo wyższe, w tym na działalność dydaktyczną oraz na pomoc materialną dla studentów i doktorantów.
Kryzys ubezpieczeń zdrowotnych i społecznych widać też w działaniach na rzecz osób niepełnosprawnych. Planowane zmniejszenie wydatków z Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych na dotacje dla przedsiębiorców zatrudniających osoby niepełnosprawne oznacza zwiększenie bezrobocia w tej grupie osób poszukujących zatrudnienia. Zmniejszenie wydatków nastąpi o około 300 mln zł (poza zakładami pracy chronionej) i może spowodować poważniejsze straty w Funduszu Ubezpieczeń Społecznych i innych funduszach, niż oszczędności, które z tego tytułu zaplanowano.
Funkcję płatnika nadal będzie sprawował Narodowy Fundusz Zdrowia zbierając składki, ale zostanie on rozbity na regiony. Procedury medyczne ma wyceniać nowa instytucja rządowa, która powstanie w oparciu o zasoby merytoryczne i kadrowe takich instytucji, jak Agencja Oceny Technologii Medycznej, czy Centrum Monitorowania Jakości Zdrowia. Chaos ma zostać opanowany.
Tymczasem przyszłoroczny budżet resortu zdrowia ma wynieść zaledwie 3,77 miliarda PLN, z czego 2,31 miliarda PLN zostanie przeznaczone na ochronę zdrowia. Oznacza to spadek w porównaniu do budżetu w roku bieżącym. Obecnie budżet resortu zdrowia wynosi 3,95 miliarda PLN, w tym 2,5 miliarda PLN przeznaczonych na ochronę zdrowia. Powołanie nowej instytucji na pewno będzie oznaczać kolejny nakład finansowy w ramach skurczonego budżetu. Kontynuując niechlubną tradycję charakterystyczną dla wielu europejskich rządów, niewielkie będą również wydatki na edukację specjalistów medycznych. Z budżetu jakim będzie dysponował resort zdrowia, ok.1,37 miliarda PLN stanowić będą środki przeznaczone na szkolnictwo wyższe, w tym na działalność dydaktyczną oraz na pomoc materialną dla studentów i doktorantów.
Kryzys ubezpieczeń zdrowotnych i społecznych widać też w działaniach na rzecz osób niepełnosprawnych. Planowane zmniejszenie wydatków z Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych na dotacje dla przedsiębiorców zatrudniających osoby niepełnosprawne oznacza zwiększenie bezrobocia w tej grupie osób poszukujących zatrudnienia. Zmniejszenie wydatków nastąpi o około 300 mln zł (poza zakładami pracy chronionej) i może spowodować poważniejsze straty w Funduszu Ubezpieczeń Społecznych i innych funduszach, niż oszczędności, które z tego tytułu zaplanowano.
Dofinansowanie służby zdrowia
Nie oszukujmy się, że system demokratyczny stworzony w starożytnej Grecji miał oznaczać równe prawa i szanse startu dla wszystkich obywateli. Podobnie jak wówczas, tak również teraz w Polsce istnieją grupy ewidentnie uprzywilejowane. Postkomunistycznym reliktem w Polsce są ulgi i ułatwienia, jakie przysługują rolnikom.
Obecna sytuacja gospodarcza zmusza do smutnej refleksji. Rosnące składki za ubezpieczenia społeczne i zdrowotne stają się poważnym obciążeniem dla przedsiębiorców. Duża część nie płaci ich więc wcale, zwiększając w ten sposób stale rosnącą pulę zobowiązań przedsiębiorców wobec systemu państwowego, który odpłaca się podobnym zachowaniem. Więc ci, którzy odprowadzają odpowiednie składki do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych nie mogą się spodziewać czegokolwiek poza tym, że zadowolą instytucje państwowe.
Służba zdrowia w Polsce jest w fatalnej kondycji. Gdyby w odniesieniu do jakiejś branży można było odnieść się przy użyciu słowa ‘tragiczna’, to na pewno byłaby to służba zdrowia. Mogą szokować materiały dotyczące skorumpowanych zachowań lekarzy, ale skoro przewidzianych dla wszystkich dostęp jest w rzeczywistości możliwy zaledwie kilku procentom potrzebujących, to w jaki sposób dobrać owe kilka procent szczęściarzy? Koperty, koniaki, czy inna gratyfikacja prezentowana lekarzom świadczy przecież o autentycznym zainteresowaniu własnym życiem.
W całej Europie wzrasta w szybkim tempie liczba zachorowań na nowotwory. W całej Europie rosną więc wydatki na chemioterapię i leczenie onkologiczne. Według zapewnień Ministerstwa Zdrowia w Polsce również rosną wydatki na leczenie onkologiczne, jednak liczba pacjentów, u których nowotwór daje się wyleczyć jest znacznie mniejsza niż w większości krajów europejskich. W Polsce odsetek zaleczonych pacjentów wynosi ok. 30 procent, zaś w Europie, w tym w Rumunii i Bułgarii – jest to 60 procent.
Oznacza to, że w Polsce umiera więcej osób na nowotwory, niż mogłoby to mieć miejsce, gdyby inaczej gospodarowano pieniędzmi w budżecie państwa. Oczywiście, sytuacja taka powoduje, że zdesperowani pacjenci i ich rodziny korzystają z rozrastającej się coraz szybciej oferty prywatnej służby zdrowia lub wyjeżdżają za granicę. Bo póki co, pomimo nadchodzącego kryzysu, w Europie nadal wysoko ceni się ludzkie życie.
W Polsce nie ceni się życia, ale ceni się rolnika. Więc większość ubezpieczeń rolniczych nadal finansowanych jest z budżetu państwa. Kwestie związane z ubezpieczeniem zdrowotnym rolników reguluje Ustawę z dnia 20 grudnia 1990 r. o ubezpieczeniu społecznym rolników z późniejszymi zmianami oraz Ustawa z dnia 13 stycznia 2012 r. o składkach na ubezpieczenie zdrowotne rolników za 2012 r. Oczywiście, dzięki ustawowym rozwiązaniom rolnicy SA tak samo niedoleczeni, jak większość społeczeństwa w Polsce. Różnica polega jedynie na tym, że w odróżnieniu od pozostałych polskich przedsiębiorców, nie muszą odprowadzać składek za swoje nie-leczenie.
Obecna sytuacja gospodarcza zmusza do smutnej refleksji. Rosnące składki za ubezpieczenia społeczne i zdrowotne stają się poważnym obciążeniem dla przedsiębiorców. Duża część nie płaci ich więc wcale, zwiększając w ten sposób stale rosnącą pulę zobowiązań przedsiębiorców wobec systemu państwowego, który odpłaca się podobnym zachowaniem. Więc ci, którzy odprowadzają odpowiednie składki do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych nie mogą się spodziewać czegokolwiek poza tym, że zadowolą instytucje państwowe.
Służba zdrowia w Polsce jest w fatalnej kondycji. Gdyby w odniesieniu do jakiejś branży można było odnieść się przy użyciu słowa ‘tragiczna’, to na pewno byłaby to służba zdrowia. Mogą szokować materiały dotyczące skorumpowanych zachowań lekarzy, ale skoro przewidzianych dla wszystkich dostęp jest w rzeczywistości możliwy zaledwie kilku procentom potrzebujących, to w jaki sposób dobrać owe kilka procent szczęściarzy? Koperty, koniaki, czy inna gratyfikacja prezentowana lekarzom świadczy przecież o autentycznym zainteresowaniu własnym życiem.
W całej Europie wzrasta w szybkim tempie liczba zachorowań na nowotwory. W całej Europie rosną więc wydatki na chemioterapię i leczenie onkologiczne. Według zapewnień Ministerstwa Zdrowia w Polsce również rosną wydatki na leczenie onkologiczne, jednak liczba pacjentów, u których nowotwór daje się wyleczyć jest znacznie mniejsza niż w większości krajów europejskich. W Polsce odsetek zaleczonych pacjentów wynosi ok. 30 procent, zaś w Europie, w tym w Rumunii i Bułgarii – jest to 60 procent.
Oznacza to, że w Polsce umiera więcej osób na nowotwory, niż mogłoby to mieć miejsce, gdyby inaczej gospodarowano pieniędzmi w budżecie państwa. Oczywiście, sytuacja taka powoduje, że zdesperowani pacjenci i ich rodziny korzystają z rozrastającej się coraz szybciej oferty prywatnej służby zdrowia lub wyjeżdżają za granicę. Bo póki co, pomimo nadchodzącego kryzysu, w Europie nadal wysoko ceni się ludzkie życie.
W Polsce nie ceni się życia, ale ceni się rolnika. Więc większość ubezpieczeń rolniczych nadal finansowanych jest z budżetu państwa. Kwestie związane z ubezpieczeniem zdrowotnym rolników reguluje Ustawę z dnia 20 grudnia 1990 r. o ubezpieczeniu społecznym rolników z późniejszymi zmianami oraz Ustawa z dnia 13 stycznia 2012 r. o składkach na ubezpieczenie zdrowotne rolników za 2012 r. Oczywiście, dzięki ustawowym rozwiązaniom rolnicy SA tak samo niedoleczeni, jak większość społeczeństwa w Polsce. Różnica polega jedynie na tym, że w odróżnieniu od pozostałych polskich przedsiębiorców, nie muszą odprowadzać składek za swoje nie-leczenie.
poniedziałek, 26 listopada 2012
Sprzedaż internetowa w Polsce
Sklepy internetowe niepostrzeżenie stały się potęgą i zmieniły współczesne podejście do handlu. E-sklepy stanowią obecnie poważną konkurencję dla sklepów tradycyjnych. Polacy, pomimo pojawiających się czasami zastrzeżeń, zaglądają do nich coraz częściej i chętniej.
Według najróżniejszych prognoz i rankingów, Polacy wydadzą w roku na zakupy internetowe – w sklepach oraz podczas różnych aukcji ponad 21 mld PLN. Kwota ta jest niemal o 4 mld PLN większa, niż w roku 2011. Nic dziwnego, sprzedaż internetowa to według nowej ekonomii jedno z najważniejszych źródeł zdobywania produktów i usług przez współczesnego konsumenta, czyli e-klienta.
Sprzedaż internetowa dużo łatwiej realizuje różne założenia wspierające handel, typu database marketing i wszystkie płynące z niego profity zarówno dla klienta, jak i sklepu. Potężnym ograniczeniem e-sklepów jest na pewno brak bezpośredniej relacji kupującego ze sprzedającym.
Jako istoty społeczne nierzadko potrzebujemy relacji i kontaktów, które nie tylko ułatwiają nam zaspokoić nasze potrzeby konsumenckie, ale również relacje towarzyskie. W centrach handlowych, niczym w nowych świątyniach, przechodnie pełnią funkcję zarówno kupujących, jak również zdobywających informacje, obserwatorów – zasugerowanych zachowaniem innych konsumentów, ich potrzebami, ich stylem życia.
Sklepy internetowe coraz częściej rozumieją fakt, że cena, szybkość i komfort zakupów to nie są jedyne elementy, które decydują o lojalności klienta. Z wirtualnych przestrzeni zmierzają ku klientowi, nierzadko ocieplając swój wizerunek. Czego dowodem jest poniższa reklama:
Według najróżniejszych prognoz i rankingów, Polacy wydadzą w roku na zakupy internetowe – w sklepach oraz podczas różnych aukcji ponad 21 mld PLN. Kwota ta jest niemal o 4 mld PLN większa, niż w roku 2011. Nic dziwnego, sprzedaż internetowa to według nowej ekonomii jedno z najważniejszych źródeł zdobywania produktów i usług przez współczesnego konsumenta, czyli e-klienta.
Sprzedaż internetowa dużo łatwiej realizuje różne założenia wspierające handel, typu database marketing i wszystkie płynące z niego profity zarówno dla klienta, jak i sklepu. Potężnym ograniczeniem e-sklepów jest na pewno brak bezpośredniej relacji kupującego ze sprzedającym.
Jako istoty społeczne nierzadko potrzebujemy relacji i kontaktów, które nie tylko ułatwiają nam zaspokoić nasze potrzeby konsumenckie, ale również relacje towarzyskie. W centrach handlowych, niczym w nowych świątyniach, przechodnie pełnią funkcję zarówno kupujących, jak również zdobywających informacje, obserwatorów – zasugerowanych zachowaniem innych konsumentów, ich potrzebami, ich stylem życia.
Sklepy internetowe coraz częściej rozumieją fakt, że cena, szybkość i komfort zakupów to nie są jedyne elementy, które decydują o lojalności klienta. Z wirtualnych przestrzeni zmierzają ku klientowi, nierzadko ocieplając swój wizerunek. Czego dowodem jest poniższa reklama:
czwartek, 22 listopada 2012
Gospodarka przyszłości w rękach kobiet
W rozwiniętym cywilizacyjnie, współczesnym świecie respondenci nadal wskazują, że jako rodzice woleliby mieć syna, a nie córkę. Najczęstszym powodem dla którego dokonują w badaniach takiego wyboru, jest oparte na doświadczeniach przekonanie, że chłopcy staną się lepszym zabezpieczeniem ekonomicznym dla rodziców na starość. Pomimo bezustannych zmian kulturowych przekonanie takie istnieje cały czas. Jednak analizując to, co się dzieje, nie możemy już wykluczyć faktu, że światowa gospodarka przyszłości zostanie zdominowana przez kobiety.
Specjaliści Ernst & Young twierdzą, że siła ekonomiczna kobiet w światowej gospodarce wzrośnie do 2017 roku o ponad 1/3. Przede wszystkim widoczne to będzie w skali zarobków i obrotów aktywami i pasywami. Obecnie dochody kobiet na całym świecie szacowane są na około13 bilionów USD. Tymczasem w roku 2017 ma to być 18 bilionów. Ernst & Young idą jednak w swoich przewidywaniach dużo dalej. Według szacowań, do roku 2028 kobiety będą decydowały w skali globalnej o wydatkach 75% środków przeznaczanych na konsumpcję.
Już w 2006 roku szanowany i dość zachowawczy w swoich opiniach brytyjski „The Economist” wskazał czytelnikom fakt, że przyszłość światowej gospodarki znajdzie się pod protektoratem kobiet. Co ciekawe, obecne przyspieszenie tego trendu jest ewidentnie związane z czasami recesji i kryzysu. Męskie podejście do gospodarki jak do pola bitwy właśnie okazuje się błędem. Inwestycje nastawione na szybki zysk i skłonność do angażowania się w przedsięwzięcia obarczone dużym ryzykiem doprowadziły współczesny świat do widma gospodarczej zapaści. Oczywiście, naiwnym trzeba być, by uznać, że kobiety suną w przestrzeni ekonomicznej łagodnie i z uśmiechem, jednak zdolności dostosowawcze nie są jednoznaczne z wytyczaniem nowych, lepszych trendów.
Tym bardziej, że to właśnie męska część świata gospodarczego ponosi konsekwencje obecnej recesji. Zdecydowana większość likwidowanych miejsc pracy przypadła na sektory tradycyjnie zasilane i zarządzane głównie przez męską siłę roboczą, czego doskonałym przykładem jest sektor branży budowlanej. Męskie patrzenie na świat gospodarczy było skuteczne i pozwoliło stworzyć podwaliny światowej gospodarki. Jednak obecny chaos kulturowy, zmiany oczekiwań jednostki, jak również pojawienie się zasad nowej ekonomii powoduje, że niezbędnym jest stworzenie nowego, subtelniejszego porządku działań. Zagrożona upadkiem gospodarka euroamerykańska orbituje w kierunku gospodarki opartej głównie na wiedzy. Tymczasem w krajach rozwiniętych kobiety stanowią ponad 60 procent absolwentów wyższych uczelni.
Potencjał kobiet jest niewykorzystany. Więcej - kobiety są najgorzej wykorzystanym zasobem gospodarczym świata. Coraz lepiej radzą sobie w krajach wysoko rozwiniętych, jednak im słabsza kondycja lokalnej gospodarki, tym mniej kobiet zaangażowanych w gospodarkę. Specjaliści Ernst & Young stwierdzają więc, że liczba kobiet, które obecnie nie uczestniczą aktywnie w życiu gospodarczym, stanowi ogromny potencjał wzrostu w przyszłości. Kwestie kulturowe i religijne bardzo często w obliczu kryzysu schodziły na dalszy plan, tak więc również możemy spodziewać się, że trudności ułatwi kobietom w odnalezieniu się w nowej sytuacji. Rosnąca tendencja wyrównywania udziału obu płci w sile roboczej światowej gospodarki na pewno odbije się charakterze przyszłych stosunków społecznych, kulturowych i ekonomicznych. Zmieni się oblicze świata.
Specjaliści Ernst & Young twierdzą, że siła ekonomiczna kobiet w światowej gospodarce wzrośnie do 2017 roku o ponad 1/3. Przede wszystkim widoczne to będzie w skali zarobków i obrotów aktywami i pasywami. Obecnie dochody kobiet na całym świecie szacowane są na około13 bilionów USD. Tymczasem w roku 2017 ma to być 18 bilionów. Ernst & Young idą jednak w swoich przewidywaniach dużo dalej. Według szacowań, do roku 2028 kobiety będą decydowały w skali globalnej o wydatkach 75% środków przeznaczanych na konsumpcję.
Już w 2006 roku szanowany i dość zachowawczy w swoich opiniach brytyjski „The Economist” wskazał czytelnikom fakt, że przyszłość światowej gospodarki znajdzie się pod protektoratem kobiet. Co ciekawe, obecne przyspieszenie tego trendu jest ewidentnie związane z czasami recesji i kryzysu. Męskie podejście do gospodarki jak do pola bitwy właśnie okazuje się błędem. Inwestycje nastawione na szybki zysk i skłonność do angażowania się w przedsięwzięcia obarczone dużym ryzykiem doprowadziły współczesny świat do widma gospodarczej zapaści. Oczywiście, naiwnym trzeba być, by uznać, że kobiety suną w przestrzeni ekonomicznej łagodnie i z uśmiechem, jednak zdolności dostosowawcze nie są jednoznaczne z wytyczaniem nowych, lepszych trendów.
Tym bardziej, że to właśnie męska część świata gospodarczego ponosi konsekwencje obecnej recesji. Zdecydowana większość likwidowanych miejsc pracy przypadła na sektory tradycyjnie zasilane i zarządzane głównie przez męską siłę roboczą, czego doskonałym przykładem jest sektor branży budowlanej. Męskie patrzenie na świat gospodarczy było skuteczne i pozwoliło stworzyć podwaliny światowej gospodarki. Jednak obecny chaos kulturowy, zmiany oczekiwań jednostki, jak również pojawienie się zasad nowej ekonomii powoduje, że niezbędnym jest stworzenie nowego, subtelniejszego porządku działań. Zagrożona upadkiem gospodarka euroamerykańska orbituje w kierunku gospodarki opartej głównie na wiedzy. Tymczasem w krajach rozwiniętych kobiety stanowią ponad 60 procent absolwentów wyższych uczelni.
Potencjał kobiet jest niewykorzystany. Więcej - kobiety są najgorzej wykorzystanym zasobem gospodarczym świata. Coraz lepiej radzą sobie w krajach wysoko rozwiniętych, jednak im słabsza kondycja lokalnej gospodarki, tym mniej kobiet zaangażowanych w gospodarkę. Specjaliści Ernst & Young stwierdzają więc, że liczba kobiet, które obecnie nie uczestniczą aktywnie w życiu gospodarczym, stanowi ogromny potencjał wzrostu w przyszłości. Kwestie kulturowe i religijne bardzo często w obliczu kryzysu schodziły na dalszy plan, tak więc również możemy spodziewać się, że trudności ułatwi kobietom w odnalezieniu się w nowej sytuacji. Rosnąca tendencja wyrównywania udziału obu płci w sile roboczej światowej gospodarki na pewno odbije się charakterze przyszłych stosunków społecznych, kulturowych i ekonomicznych. Zmieni się oblicze świata.
poniedziałek, 19 listopada 2012
Ceny mieszkań i rynek budowlany
Główny Urząd Statystyczny opublikował właśnie kolejne dane uzmysławiające, w jakim kryzysie jest branża budowlana w Polsce Liczba rozpoczętych inwestycji budowlanych mieszkań w październiku 2012 spadła aż o 23,6 procent w ujęciu rocznym. Już wrzesień był szokujący – bo w stosunku do września 2012 liczba rozpoczętych budów spadła o 17,4 procent.
Spada też liczba oddawanych do użytku mieszkań, wiec generalnie coraz mniej inwestycji budowlanych znajduje się w toku realizacji. Liczba ta dramatycznie spada powodując, że tysiące ludzi traci przychody i pracę w sektorze budowlanym. Na pewno wpływają na to trudności z uzyskaniem kredytów, a sytuację dodatkowo pogłębią zaskakujące pomysły Ministerstwa Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej.
Ponadto, pomimo malejącej liczby oddawanych do użytku mieszkań, w październiku 2012 po raz kolejny spadła wartość Indeksu Cen Mieszkań, czyli miernika trendu cenowego na rynku wtórnym sprzedaży mieszkań w Polsce publikowanego przez portal nieruchomości domy.pl. Od września do października 2012 wartość ICM spadła o 13,95% i wynosi obecnie 860,5 punktów.
W ciągu pięciu lat, bo ICM notowany jest od 2007 roku, spadki ceny mieszkań miały miejsce we wszystkich dużych miastach. W Łodzi o 18,1 procent, w Szczecinie o 17,7 procent, w Krakowie o 17,6 procent, we Wrocławiu o 15,2 procent, w Poznaniu o 14,5 procent, w Bydgoszczy o 13,7 procent, Warszawie o 12,9 procent, w Gdańsku o 10,6 procent oraz w Lublinie o 8,2 procent.
Spada też liczba oddawanych do użytku mieszkań, wiec generalnie coraz mniej inwestycji budowlanych znajduje się w toku realizacji. Liczba ta dramatycznie spada powodując, że tysiące ludzi traci przychody i pracę w sektorze budowlanym. Na pewno wpływają na to trudności z uzyskaniem kredytów, a sytuację dodatkowo pogłębią zaskakujące pomysły Ministerstwa Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej.
Ponadto, pomimo malejącej liczby oddawanych do użytku mieszkań, w październiku 2012 po raz kolejny spadła wartość Indeksu Cen Mieszkań, czyli miernika trendu cenowego na rynku wtórnym sprzedaży mieszkań w Polsce publikowanego przez portal nieruchomości domy.pl. Od września do października 2012 wartość ICM spadła o 13,95% i wynosi obecnie 860,5 punktów.
W ciągu pięciu lat, bo ICM notowany jest od 2007 roku, spadki ceny mieszkań miały miejsce we wszystkich dużych miastach. W Łodzi o 18,1 procent, w Szczecinie o 17,7 procent, w Krakowie o 17,6 procent, we Wrocławiu o 15,2 procent, w Poznaniu o 14,5 procent, w Bydgoszczy o 13,7 procent, Warszawie o 12,9 procent, w Gdańsku o 10,6 procent oraz w Lublinie o 8,2 procent.
sobota, 17 listopada 2012
Wyścig szczurów
Od połowy XIX wieku pracownik uprzemysłowionego kraju poświęca o wiele więcej czasu na działalność zarobkową, niż miało to miejsce we wcześniejszych epokach historycznych. Czas skraca się niebezpiecznie – bo chcąc nadążyć ze wszystkim, człowiek przyspiesza. Nowe czasy w nowym tempie życia powodują, że zmieniają się potrzeby. Praca jest nie tylko wartością autoteliczną, ale kluczem do szybkich, ale hedonistycznych doznań jednostki. Pieniądz staje się władcą przyjemności, chociaż czasu jest na nią coraz mniej.
Wyścig szczurów definiuje bezwartościową z pozoru i niekończącą się pogoń za materialnym sukcesem, za zawodowym sukcesem. Bo praca pochłania tak wiele czasu, że również tam musimy konsumować swoją pozycję, prestiż. Wyczerpujący wysiłek również staje się przyjemnością, jak bieg z kawą przez zatłoczoną ulicę. Sensu nabiera błyskawicznie zmieniająca się kondycja ekonomiczna państw, kontynentów i powiązanych z nami przedsiębiorstw. Zaczynamy rozumieć zjawisko recesji, jako znak bożego gniewu. Sukces jawi się z kolei jako uwieńczenie procesu, którym jest dla współczesnego człowieka rozwój zawodowy.
Określenie wyścig szczurów pochodzi od sposobu zachowania się szczurów laboratoryjnych. Biegających w labiryntach lub w obracających się kołach. Nie osiągających w ten sposób niczego. Nie przynosząc korzyści ani stadu, ani jednostce. Inna próba interpretacji zjawiska, to legenda o królu szczurów. Głodzono zamknięte w klatce szczury. Głodne gryzonie zjadały osobniki słabsze. W klatce pozostał tylko jeden szczur, który zasłużył na miano króla. Wypuszczony z klatki, zagryzał pozostałe szczury. We współczesnym społeczeństwie ów człowiek-szczur bywa nowym arystokratą, dla którego reszta społeczeństwa bywa jedynie pokarmem lub nawozem, który szczur omija, by nie pobrudzić czystych rąk.
Absorbująca pracownika praca zawodowa jest bardzo często uważana za "wyścig szczurów". Związane jest to z faktem, że rzadko bywa jest właściwie doceniana i wynagradzana, co jest przecież zgodne z genezą społeczeństwa kapitalistycznego. Bo sprawiedliwość nie ma sensu w ujęciu ekonomicznym.
Dla niektórych pracodawców normą stało się ciągłe podwyższanie wymagań wobec pracowników, aby zwiększyć wydajność pracy. W czasach recesji, zmian na rynku, zmian potrzeb generowanych przez społeczeństwo bywa to nieuniknionym działaniem. Jednak częstym zjawiskiem staje się stres związany z pracą. Współcześnie czynności związane z pracą zarobkową zajmują w życiu mieszkańca krajów rozwiniętych ogromną ilość czasu. Tak więc niewiele zostaje go dla rodziny oraz do korzystania ze zdobyczy cywilizacji i wyższego poziomu życia.
Dlatego wolne zawody są bardzo często uznawane za bardzo satysfakcjonujące. Staje się to funkcjonującym mitem pracowników etatowych, którzy otoczeni pakietem praw socjalnych, zabezpieczeń grupowych i firmowych nie mają zamiaru ryzykować zmiany formy zatrudnienia. Częstym zjawiskiem staje się jednak brak zadowolenia z pracy i ograniczona możliwość korzystania z jej rezultatów. Praca przestaje więc być efektywna.
Wyścig szczurów definiuje bezwartościową z pozoru i niekończącą się pogoń za materialnym sukcesem, za zawodowym sukcesem. Bo praca pochłania tak wiele czasu, że również tam musimy konsumować swoją pozycję, prestiż. Wyczerpujący wysiłek również staje się przyjemnością, jak bieg z kawą przez zatłoczoną ulicę. Sensu nabiera błyskawicznie zmieniająca się kondycja ekonomiczna państw, kontynentów i powiązanych z nami przedsiębiorstw. Zaczynamy rozumieć zjawisko recesji, jako znak bożego gniewu. Sukces jawi się z kolei jako uwieńczenie procesu, którym jest dla współczesnego człowieka rozwój zawodowy.
Określenie wyścig szczurów pochodzi od sposobu zachowania się szczurów laboratoryjnych. Biegających w labiryntach lub w obracających się kołach. Nie osiągających w ten sposób niczego. Nie przynosząc korzyści ani stadu, ani jednostce. Inna próba interpretacji zjawiska, to legenda o królu szczurów. Głodzono zamknięte w klatce szczury. Głodne gryzonie zjadały osobniki słabsze. W klatce pozostał tylko jeden szczur, który zasłużył na miano króla. Wypuszczony z klatki, zagryzał pozostałe szczury. We współczesnym społeczeństwie ów człowiek-szczur bywa nowym arystokratą, dla którego reszta społeczeństwa bywa jedynie pokarmem lub nawozem, który szczur omija, by nie pobrudzić czystych rąk.
Absorbująca pracownika praca zawodowa jest bardzo często uważana za "wyścig szczurów". Związane jest to z faktem, że rzadko bywa jest właściwie doceniana i wynagradzana, co jest przecież zgodne z genezą społeczeństwa kapitalistycznego. Bo sprawiedliwość nie ma sensu w ujęciu ekonomicznym.
Dla niektórych pracodawców normą stało się ciągłe podwyższanie wymagań wobec pracowników, aby zwiększyć wydajność pracy. W czasach recesji, zmian na rynku, zmian potrzeb generowanych przez społeczeństwo bywa to nieuniknionym działaniem. Jednak częstym zjawiskiem staje się stres związany z pracą. Współcześnie czynności związane z pracą zarobkową zajmują w życiu mieszkańca krajów rozwiniętych ogromną ilość czasu. Tak więc niewiele zostaje go dla rodziny oraz do korzystania ze zdobyczy cywilizacji i wyższego poziomu życia.
Dlatego wolne zawody są bardzo często uznawane za bardzo satysfakcjonujące. Staje się to funkcjonującym mitem pracowników etatowych, którzy otoczeni pakietem praw socjalnych, zabezpieczeń grupowych i firmowych nie mają zamiaru ryzykować zmiany formy zatrudnienia. Częstym zjawiskiem staje się jednak brak zadowolenia z pracy i ograniczona możliwość korzystania z jej rezultatów. Praca przestaje więc być efektywna.
czwartek, 15 listopada 2012
Geopolityczne wstrząsy
Polska gospodarka jest silnie osadzona w europejskich realiach. Wydarzenia, które mają miejsce we wspólnocie, wpływają bardzo szybko na sytuację złotego, a nawet na warszawską GPW. Nie możemy udawać, że prowadzimy własną polityką, rząd zaś nie jest już do końca odpowiedzialny ani za sukcesy, ani klęski Ostatnie tygodnie przyniosły znaczne osłabienie złotego. Było ono nieco większe, niż spodziewali się analitycy finansowi.
Jednak jeszcze przed końcem 2012 roku złoty ma kolejną szansę na umocnienie. Co ciekawe, obecna sytuacja gospodarcza w Polsce będzie miała na to zdecydowanie nieduże znaczenie. Umocnienie polskiej waluty zależy bowiem od decyzji polityków w sprawie pomocy dla Grecji, jak też od prób rozwiązania problemu klifu fiskalnego w USA. Chociaż USA karmi się obecnie hurraoptymistycznymi historiami. Międzynarodowa Agencja Energetyki przewiduje, że do 2020 roku poprzez eksploatację złóż w łupkach USA stanie się największym producentem ropy naftowej na świecie. Jeśli te prognozy zaczną się spełniać chociaż w niewielkim stopniu, to współczesną gospodarkę czeka geopolityczny wstrząs. Europa coraz bardziej w tyle w branży energetycznej. Gazprom zostanie niebawem jedynym właścicielem potężnej, niemieckiej firmy gazowej Wingas. Rosyjski koncern odkupuje udziały Wingas od niemieckiego koncernu BASF.
Media tymczasem odwracają się od Hiszpanii. Permanentny strajk i rozruchy na ulicach trwają tam już tak długo, że współczesne media przestały się tym żywić. Obecne informacja musi być punktowa – zdarzyło się, obiegło świat, zapomniano. Spektakularne okazały się jednak zdjęcia prezentujące spalenie kawiarni Starbucks. Bo to wielkie, światowe koncerny oskarżane są o obecną sytuację, postępującą recesję, czy też kryzys gospodarczy. Świadczy to o umiejętnej komunikacji prowadzonej przez lokalne rządy, które udają bezwolne marionetki, szarpane wiatrem historii. Być może też skończyła się era mechanizmów państwowych, jako sił sprawczych w dbaniu o kondycję społeczeństwa i jednostki.
Jednak jeszcze przed końcem 2012 roku złoty ma kolejną szansę na umocnienie. Co ciekawe, obecna sytuacja gospodarcza w Polsce będzie miała na to zdecydowanie nieduże znaczenie. Umocnienie polskiej waluty zależy bowiem od decyzji polityków w sprawie pomocy dla Grecji, jak też od prób rozwiązania problemu klifu fiskalnego w USA. Chociaż USA karmi się obecnie hurraoptymistycznymi historiami. Międzynarodowa Agencja Energetyki przewiduje, że do 2020 roku poprzez eksploatację złóż w łupkach USA stanie się największym producentem ropy naftowej na świecie. Jeśli te prognozy zaczną się spełniać chociaż w niewielkim stopniu, to współczesną gospodarkę czeka geopolityczny wstrząs. Europa coraz bardziej w tyle w branży energetycznej. Gazprom zostanie niebawem jedynym właścicielem potężnej, niemieckiej firmy gazowej Wingas. Rosyjski koncern odkupuje udziały Wingas od niemieckiego koncernu BASF.
Media tymczasem odwracają się od Hiszpanii. Permanentny strajk i rozruchy na ulicach trwają tam już tak długo, że współczesne media przestały się tym żywić. Obecne informacja musi być punktowa – zdarzyło się, obiegło świat, zapomniano. Spektakularne okazały się jednak zdjęcia prezentujące spalenie kawiarni Starbucks. Bo to wielkie, światowe koncerny oskarżane są o obecną sytuację, postępującą recesję, czy też kryzys gospodarczy. Świadczy to o umiejętnej komunikacji prowadzonej przez lokalne rządy, które udają bezwolne marionetki, szarpane wiatrem historii. Być może też skończyła się era mechanizmów państwowych, jako sił sprawczych w dbaniu o kondycję społeczeństwa i jednostki.
wtorek, 13 listopada 2012
Mieszkania stoją
Progres w ekonomii światowej i lokalnej jest niesamowity, jeśli zauważymy ile wydarzeń miało miejsce w ciągu ostatnich tygodni. Obecnie polski rząd walczy dzielnie o unijne dotacje w przyszłych latach, tymczasem brak pieniędzy na naszym rynku zamroził na dobre rynek nieruchomości. Jak podają analitycy agencji Emmerson, tylko Warszawie na sprzedaż czeka ponad 5 tysięcy nowych mieszkań.
Podobna sytuacje jest w innych miastach. We Wrocławiu czeka na przyszłych mieszkańców 1,9 tysięcy, a w Krakowie 1,8 tysięcy mieszkań. Analitycy rynku nieruchomości przewidują, że oferta gotowych mieszkań w najbliższym czasie jeszcze wzrośnie. Oczywiście, duża część spośród nich znajdzie nabywców. Bo rozwarstwienie społeczne jest czymś oczywistym. To, że większości nie stać nie oznacza, że kilka tysięcy nabywców nie zainteresuje się ofertą sprzedaży nieruchomości.
Powoli spadają też ceny mieszkań – czyli korekta abstrakcyjnych wycen z czasów krótkoterminowego dobrobytu. Na dodatek w październiku 2012 po raz kolejny spadła dostępność kredytów hipotecznych w Polsce. Według analityków zmian w ofertach kredytów hipotecznych banków jest niewiele, a jeśli już się pojawią, to na ogół na niekorzyść klienta końcowego.
Spadła też zdolność kredytowa. Według analityków Open Finance, w ubiegłym roku rodzina 2+1, która zarabiała dwie średnie pensje krajowe mogła liczyć na kredyt w średniej wysokości 440 tysięcy PLN. Obecnie mogą liczyć na kredyt w wysokości 400 tysięcy PLN, więc o ponad 9% mniej. Ponadto w październiku 2012 roku w ujęciu rocznym po raz kolejny spadł Indeks Dostępności Kredytowej (IDK). Indeks jest najniższy od marca. Indeks Dostępności Kredytowej obrazuje sytuację na rynku kredytów hipotecznych w polskich złotych.
Pustostany otaczać więc będą przeludnione mieszkania. Sytuacja typowa dla krajów wysoko rozwiniętych, jednak nie w sytuacji błyskawicznych zmian, które mają miejsce obecnie. Czas przyspieszył!
Podobna sytuacje jest w innych miastach. We Wrocławiu czeka na przyszłych mieszkańców 1,9 tysięcy, a w Krakowie 1,8 tysięcy mieszkań. Analitycy rynku nieruchomości przewidują, że oferta gotowych mieszkań w najbliższym czasie jeszcze wzrośnie. Oczywiście, duża część spośród nich znajdzie nabywców. Bo rozwarstwienie społeczne jest czymś oczywistym. To, że większości nie stać nie oznacza, że kilka tysięcy nabywców nie zainteresuje się ofertą sprzedaży nieruchomości.
Powoli spadają też ceny mieszkań – czyli korekta abstrakcyjnych wycen z czasów krótkoterminowego dobrobytu. Na dodatek w październiku 2012 po raz kolejny spadła dostępność kredytów hipotecznych w Polsce. Według analityków zmian w ofertach kredytów hipotecznych banków jest niewiele, a jeśli już się pojawią, to na ogół na niekorzyść klienta końcowego.
Spadła też zdolność kredytowa. Według analityków Open Finance, w ubiegłym roku rodzina 2+1, która zarabiała dwie średnie pensje krajowe mogła liczyć na kredyt w średniej wysokości 440 tysięcy PLN. Obecnie mogą liczyć na kredyt w wysokości 400 tysięcy PLN, więc o ponad 9% mniej. Ponadto w październiku 2012 roku w ujęciu rocznym po raz kolejny spadł Indeks Dostępności Kredytowej (IDK). Indeks jest najniższy od marca. Indeks Dostępności Kredytowej obrazuje sytuację na rynku kredytów hipotecznych w polskich złotych.
Pustostany otaczać więc będą przeludnione mieszkania. Sytuacja typowa dla krajów wysoko rozwiniętych, jednak nie w sytuacji błyskawicznych zmian, które mają miejsce obecnie. Czas przyspieszył!
czwartek, 8 listopada 2012
Stary prezydent, stare problemy
Stany Zjednoczone wybrały prezydenta. Tymczasem pierwsza po wyborach sesja na Wall Street przyniosła akcjonariuszom dwuprocentowe spadki głównych indeksów. Dziwny zbieg okoliczności, który symbolicznie padł cieniem na cały dzień.
Ekonomiści jednej z przyczyn spadków doszukują się w Europie - w wystąpieniu Mario Draghiego, gdyż prezes EBC bardzo negatywnie ocenił gospodarkę Unii Europejskiej. Bo wybór Baracka Obamy nie zmieni dotychczasowego kursu światowej gospodarki. Czy prezydent USA to nadal najważniejszy człowiek świata? Już chyba nie.
Zwycięstwo Baracka Obamy w wyborach prezydenckich w USA oznacza, że nie należy spodziewać się zmian kursu ważnego gospodarczego gracza, jakim są Stany Zjednoczone. Problemów z którymi nadal się będzie borykał Obama jest pełno. Jak się okazuje, kryzys finansów publicznych to specyfika nie tylko krajów europejskich. Wyzwaniem Amerykanów jest tak zwany fiscal cliff - konieczność wprowadzenia cięć wydatków i podwyżek podatków.
W czasie kampanii wyborczej prezydent Barack Obama powtarzał, że nie zamierza zmieniać kursu. Gospodarka w jego opinii nabiera tempa. Dał nawet nadzieję twierdząc, że Amerykanie wychodzą z najgorszej zapaści w historii świata. Obama chwalił się powolnym wzrostem gospodarczym. Amerykanie nie czują się już potęgą, skoro zadowalają ich tak niskie wskaźniki ekonomiczne, jakie świadczą o amerykańskiej gospodarce. Albo naprawdę chcą wierzyć, że teraz już tylko będzie lepiej.
Nam pozostaje życzyć Amerykanom jak najszybszego wyjścia na prostą, ponieważ Komisja Europejska ogłosiła w jesiennych prognozach gospodarczych, że PKB Polski wzrośnie w roku 2012 zaledwie o 2,4 proc. W przyszłym roku wzrost będzie jeszcze niższy i wyniesie zaledwie 1,8 proc. Przewidywanie jesienne są niższej, niż wiosenne prognozy Komisji Europejskiej. Zapowiadany jest również przez Komisję Europejską wzrost bezrobocia w Polsce.
Ekonomiści jednej z przyczyn spadków doszukują się w Europie - w wystąpieniu Mario Draghiego, gdyż prezes EBC bardzo negatywnie ocenił gospodarkę Unii Europejskiej. Bo wybór Baracka Obamy nie zmieni dotychczasowego kursu światowej gospodarki. Czy prezydent USA to nadal najważniejszy człowiek świata? Już chyba nie.
Zwycięstwo Baracka Obamy w wyborach prezydenckich w USA oznacza, że nie należy spodziewać się zmian kursu ważnego gospodarczego gracza, jakim są Stany Zjednoczone. Problemów z którymi nadal się będzie borykał Obama jest pełno. Jak się okazuje, kryzys finansów publicznych to specyfika nie tylko krajów europejskich. Wyzwaniem Amerykanów jest tak zwany fiscal cliff - konieczność wprowadzenia cięć wydatków i podwyżek podatków.
W czasie kampanii wyborczej prezydent Barack Obama powtarzał, że nie zamierza zmieniać kursu. Gospodarka w jego opinii nabiera tempa. Dał nawet nadzieję twierdząc, że Amerykanie wychodzą z najgorszej zapaści w historii świata. Obama chwalił się powolnym wzrostem gospodarczym. Amerykanie nie czują się już potęgą, skoro zadowalają ich tak niskie wskaźniki ekonomiczne, jakie świadczą o amerykańskiej gospodarce. Albo naprawdę chcą wierzyć, że teraz już tylko będzie lepiej.
Nam pozostaje życzyć Amerykanom jak najszybszego wyjścia na prostą, ponieważ Komisja Europejska ogłosiła w jesiennych prognozach gospodarczych, że PKB Polski wzrośnie w roku 2012 zaledwie o 2,4 proc. W przyszłym roku wzrost będzie jeszcze niższy i wyniesie zaledwie 1,8 proc. Przewidywanie jesienne są niższej, niż wiosenne prognozy Komisji Europejskiej. Zapowiadany jest również przez Komisję Europejską wzrost bezrobocia w Polsce.
niedziela, 4 listopada 2012
Oszczędności Polaków
Nasilająca się recesja, jak również różnorodne wydarzenia, jak chociażby afera Amber Gold spowodowały, że Polacy są coraz mniej skłonni do oszczędności. Wnioski o tym, że nastąpił odwrót od pozytywnych tendencji w zakresie inwestowania i oszczędzania płyną z badania :Postawy Polaków wobec oszczędzania, które zostało przeprowadzone na zlecenia Fundacji Kronenberga.
Co Polacy myślą o oszczędzaniu? 61% badanych było przekonanych o celowości oszczędzania. Jednak tylko 8% robi to regularnie. Ponad połowa spośród oszczędzających Polaków lokuje pieniądze na nieoprocentowanym koncie lub trzyma w domu. 18% spośród nich dba, by oszczędności nie topniały przez inflację. Osoby deklarujące się jako oszczędzające nie robią tego w sposób efektywny.
Polacy nie umieją oszczędzać, nie rozumieją zasad i mechanizmów rządzących światem finansów. Stąd afery typu Amber Gold, czy Art-B, które co jakiś czas będą wstrząsać polskim społeczeństwem. Problem leży u podstaw, czyli w systemie edukacyjnym. Słabo opłacani, coraz gorzej postrzegani nauczyciele nie są w stanie nauczyć odpowiednich zasad funkcjonowania rynkowego, według których to nie SKO, ale inteligentne zarządzanie gotówką pozwala przynosić stałe źródła dochodu. Szkoła wypełnia lukę ideologiczną, ale na pewno nie praktyczną w funkcjonowaniu jednostki.
Oczywiście, pogłębia to różnice społeczne. Masy stracą pieniądze inwestując je w instytucje typu AMber Gold, czy Art-B, podczas gdy garstka ‘oświeconych’ zarobi zgodnie z prawem przy użyciu legalnych i skutecznych narzędzi finansowych.
Blisko 20 milionów dorosłych Polaków nie ma żadnych oszczędności. Czy przypominanie o tym, że istniała konta oszczędnościowe coś zmieni? W Światowym Dniu Oszczędzania Związek Banków Polskich przypomniał bowiem, że na naszych bieżących rachunkach i lokatach znajduje się blisko 500 miliardów złotych. Jak zjada je inflacja? Żaden bank nie pokusi się o takie przeliczenia.
Co Polacy myślą o oszczędzaniu? 61% badanych było przekonanych o celowości oszczędzania. Jednak tylko 8% robi to regularnie. Ponad połowa spośród oszczędzających Polaków lokuje pieniądze na nieoprocentowanym koncie lub trzyma w domu. 18% spośród nich dba, by oszczędności nie topniały przez inflację. Osoby deklarujące się jako oszczędzające nie robią tego w sposób efektywny.
Polacy nie umieją oszczędzać, nie rozumieją zasad i mechanizmów rządzących światem finansów. Stąd afery typu Amber Gold, czy Art-B, które co jakiś czas będą wstrząsać polskim społeczeństwem. Problem leży u podstaw, czyli w systemie edukacyjnym. Słabo opłacani, coraz gorzej postrzegani nauczyciele nie są w stanie nauczyć odpowiednich zasad funkcjonowania rynkowego, według których to nie SKO, ale inteligentne zarządzanie gotówką pozwala przynosić stałe źródła dochodu. Szkoła wypełnia lukę ideologiczną, ale na pewno nie praktyczną w funkcjonowaniu jednostki.
Oczywiście, pogłębia to różnice społeczne. Masy stracą pieniądze inwestując je w instytucje typu AMber Gold, czy Art-B, podczas gdy garstka ‘oświeconych’ zarobi zgodnie z prawem przy użyciu legalnych i skutecznych narzędzi finansowych.
Blisko 20 milionów dorosłych Polaków nie ma żadnych oszczędności. Czy przypominanie o tym, że istniała konta oszczędnościowe coś zmieni? W Światowym Dniu Oszczędzania Związek Banków Polskich przypomniał bowiem, że na naszych bieżących rachunkach i lokatach znajduje się blisko 500 miliardów złotych. Jak zjada je inflacja? Żaden bank nie pokusi się o takie przeliczenia.
środa, 31 października 2012
Pieniądz umarł
Refleksyjnie przed Świętem Zmarłych. Czy pieniądz to jeszcze pieniądz? Trywialne pytanie kryje w sobie poszukiwanie nowej definicji pieniądza w rozpędzonej końcówkę roku 2012. W sierpniu 1971 roku amerykański prezydent Richard Nixon ogłosił tzw. nowy program gospodarczy, zgodnie z którym zniesiono system stałych kursów walutowych i nałożono tymczasową taryfę importową.
Światowa gospodarka zatrzęsła się wówczas w posadach, gdy decyzją Nixona jedyna międzynarodowa waluta, czyli dolar – przestał być wymienialny na złoto. Już wtedy mówiono o śmierci pieniądza, a przynajmniej jego redefinicji. Wcześniej kurs dolara był związany z ceną złota i waluta ta mogła być wymieniona na złoto w cenie 35 dol. za uncję. Pozostałe waluty były powiązane sztywnymi kursami z międzynarodową walutą.
Złoto miało realną, namacalną wartość. Od 1971 roku wartość pieniądza jest wirtualna, uzależniona od indeksów giełdowych, opinii ekonomistów, wystawianych rekomendacji. Co ciekawe, ta zaawansowana wirtuozeria walut sprawdzała się przez wiele lat w rzeczywistości społecznej. Jednak element chaosu daje o sobie znać w najciekawszych momentach. Wyzwania, które stawia przed całym światem i Europą kryzys gospodarczy są w zasadzie niejasne. Bo nie mamy odniesienia do takich wydarzeń w historii. Rzeczywistość po szoku Nixona może zadowolić się wszystkim lub też nie zadowoli się niczym.
Pieniądz nie tylko jest coraz bardziej wirtualny. Nie wiadomo na co go przeznaczyć. Oddając biednym, jego wirtualna wartość spadnie na dół w błyskawicznym tempie. 8 października Biuro Informacyjne Parlamentu Europejskiego w Polsce zorganizował w Poznaniu debatę poświęconą przyszłości wspólnych polityk UE i dylematów związanych z wydatkowaniem funduszy strukturalnych i spójności. Bo wirtualny pieniądz jest bardzo czuły na brak rozsądku. Z inicjatywy Parlamentu Europejskiego Regionalne Fora Dyskusyjne organizowane są w różnych regionach państw Unii Europejskiej. Europa duma nad tym, jak wydatkować swoje nieznane, bo przecież wirtualne, dobra.
Światowa gospodarka zatrzęsła się wówczas w posadach, gdy decyzją Nixona jedyna międzynarodowa waluta, czyli dolar – przestał być wymienialny na złoto. Już wtedy mówiono o śmierci pieniądza, a przynajmniej jego redefinicji. Wcześniej kurs dolara był związany z ceną złota i waluta ta mogła być wymieniona na złoto w cenie 35 dol. za uncję. Pozostałe waluty były powiązane sztywnymi kursami z międzynarodową walutą.
Złoto miało realną, namacalną wartość. Od 1971 roku wartość pieniądza jest wirtualna, uzależniona od indeksów giełdowych, opinii ekonomistów, wystawianych rekomendacji. Co ciekawe, ta zaawansowana wirtuozeria walut sprawdzała się przez wiele lat w rzeczywistości społecznej. Jednak element chaosu daje o sobie znać w najciekawszych momentach. Wyzwania, które stawia przed całym światem i Europą kryzys gospodarczy są w zasadzie niejasne. Bo nie mamy odniesienia do takich wydarzeń w historii. Rzeczywistość po szoku Nixona może zadowolić się wszystkim lub też nie zadowoli się niczym.
Pieniądz nie tylko jest coraz bardziej wirtualny. Nie wiadomo na co go przeznaczyć. Oddając biednym, jego wirtualna wartość spadnie na dół w błyskawicznym tempie. 8 października Biuro Informacyjne Parlamentu Europejskiego w Polsce zorganizował w Poznaniu debatę poświęconą przyszłości wspólnych polityk UE i dylematów związanych z wydatkowaniem funduszy strukturalnych i spójności. Bo wirtualny pieniądz jest bardzo czuły na brak rozsądku. Z inicjatywy Parlamentu Europejskiego Regionalne Fora Dyskusyjne organizowane są w różnych regionach państw Unii Europejskiej. Europa duma nad tym, jak wydatkować swoje nieznane, bo przecież wirtualne, dobra.
piątek, 26 października 2012
Kobiety w Europie
Czy obecny świat jest światem kobiet? Europa kultywuje jednak patriarchalną tradycję dominacji mężczyzn i marnotrawi potencjał intelektualny kobiet. Jest to o tyle ciekawe, gdyby zastanowić się nad bardzo ważną rolą konsumpcji dla współczesnej kultury oraz ekonomii. Tymczasem obecna konsumpcja jest wynikiem aktywności kobiet.
Kobiety pragną zdobywać wiedzę. W Unii Europejskiej 60 procent wszystkich studentów stanowią kobiety. Zatrudnienie kobiet jest jednak nadal niższe, niż zatrudnienie mężczyzn. Kobiety bardzo rzadko pojawiają się w zarządach firm. Nadal gorzej zarabiają od mężczyzn.
Tymczasem kobiety są coraz bardziej aktywne. Działania marketingowe skierowane do kobiet muszą odznaczać się określoną subtelnością i zaangażowaniem – przynoszą jednak wymierne rezultaty. Płeć żeńska lubi być dopieszczana! Co ciekawe, przestrzeń internetu jest częściej obecnie nasycana kobiecym kontentem, niż męskim.
Kobiety wykazują też bardzo dużą aktywność na wielu obszarach również w Polsce, w tym również w przestrzeniach zarezerwowanych do tej pory dla mężczyzn. W pierwszej połowie października 2012 roku ponad 120 kobiet z Warszawy, Gdańska, Poznania, Wrocławia i Krakowa uczestniczyło w jesiennej edycji Akademii Kobiet Budujących SILKA YTONG. Idea kobiecych rozmów o planowaniu budowy domu okazała się interesująca. Spotkania o budowaniu dla kobiet są edukacyjno-poradnikową propozycją dla aktywnych i przedsiębiorczych kobiet, które planują lub rozpoczęły już budowę domu.
Samo zaangażowanie kobiet w rzeczywistość społeczną to za mało, jeśli nie idą za tym systemowe rozwiązania. Szwedzki rząd dopingowany przez kobiece organizacje zdziałał bardzo wiele w kwestii równouprawnienia. Istotne okazało się zwiększenie dostępności opieki nad dziećmi. Odpowiedni system opieki nad dziećmi nie powinien być przywilejem, lecz dobrem dostępnym dla wszystkich rodziców. Tak samo ważny jest odpowiedni system opieki nad osobami starszymi, gdyż odpowiedzialność za opiekę nad starszymi rodzicami spoczywa bardzo często na dorosłych córkach tych osób.
Zasiłki rodzicielskie powinny uwzględniać równość płci oraz powinno nastąpić zrównanie wieku emerytalnego obojga płci. Fikcyjnym wsparciem dla rodziny jest wspólne opodatkowanie. Przy braku zaangażowania instytucji państwowych w opiekę nad dziećmi, czy osobami starszymi wspólne opodatkowanie powoduje, że praca jest dla kobiet bardzo często nieopłacalna.
Kobiety pragną zdobywać wiedzę. W Unii Europejskiej 60 procent wszystkich studentów stanowią kobiety. Zatrudnienie kobiet jest jednak nadal niższe, niż zatrudnienie mężczyzn. Kobiety bardzo rzadko pojawiają się w zarządach firm. Nadal gorzej zarabiają od mężczyzn.
Tymczasem kobiety są coraz bardziej aktywne. Działania marketingowe skierowane do kobiet muszą odznaczać się określoną subtelnością i zaangażowaniem – przynoszą jednak wymierne rezultaty. Płeć żeńska lubi być dopieszczana! Co ciekawe, przestrzeń internetu jest częściej obecnie nasycana kobiecym kontentem, niż męskim.
Kobiety wykazują też bardzo dużą aktywność na wielu obszarach również w Polsce, w tym również w przestrzeniach zarezerwowanych do tej pory dla mężczyzn. W pierwszej połowie października 2012 roku ponad 120 kobiet z Warszawy, Gdańska, Poznania, Wrocławia i Krakowa uczestniczyło w jesiennej edycji Akademii Kobiet Budujących SILKA YTONG. Idea kobiecych rozmów o planowaniu budowy domu okazała się interesująca. Spotkania o budowaniu dla kobiet są edukacyjno-poradnikową propozycją dla aktywnych i przedsiębiorczych kobiet, które planują lub rozpoczęły już budowę domu.
Samo zaangażowanie kobiet w rzeczywistość społeczną to za mało, jeśli nie idą za tym systemowe rozwiązania. Szwedzki rząd dopingowany przez kobiece organizacje zdziałał bardzo wiele w kwestii równouprawnienia. Istotne okazało się zwiększenie dostępności opieki nad dziećmi. Odpowiedni system opieki nad dziećmi nie powinien być przywilejem, lecz dobrem dostępnym dla wszystkich rodziców. Tak samo ważny jest odpowiedni system opieki nad osobami starszymi, gdyż odpowiedzialność za opiekę nad starszymi rodzicami spoczywa bardzo często na dorosłych córkach tych osób.
Zasiłki rodzicielskie powinny uwzględniać równość płci oraz powinno nastąpić zrównanie wieku emerytalnego obojga płci. Fikcyjnym wsparciem dla rodziny jest wspólne opodatkowanie. Przy braku zaangażowania instytucji państwowych w opiekę nad dziećmi, czy osobami starszymi wspólne opodatkowanie powoduje, że praca jest dla kobiet bardzo często nieopłacalna.
czwartek, 25 października 2012
Bieda w Polsce
Życie jest coraz droższe. To trywialne spostrzeżenie dotyczy rosnącej inflacji Polsce. Według Głównego Urzędu Statystycznego w ciągu ostatnich 12 miesięcy wyniosła ona 3,8 proc. W Polsce wzrasta też liczba osób żyjących w całkowitej biedzie, poniżej minimum egzystencji.
Minimum egzystencji brzmi nieprzyjemnie. Minimum egzystencji oznacza koszyk tych dóbr, które są niezbędne do podtrzymania funkcji życiowych człowieka i jego sprawności psychofizycznej. Uwzględnia on potrzeby, których zaspokojenie nie może zostać przez nas odłożone w czasie. Z kolei konsumpcja niższa od poziomu wyznaczonego przez minimum egzystencji prowadzi do biologicznego wyniszczenia i bezpośredniego zagrożenia ludzkiego życia.
Instytut Pracy i Spraw Socjalnych definiuje grupy społeczne w Polsce, które żyją za mniej, niż minimum egzystencji. Są to najczęściej pracownicy opłacani według ustawowego najniższego wynagrodzenia, jeśli mają na swoim utrzymaniu dzieci, ponadto wielu spośród bezrobotnych wraz z dziećmi, czy wielu rencistów wraz z dziećmi. Do osób tych należą również bardzo często emeryci oraz wielu spośród prowadzących działalność gospodarczą, oczywiście wraz z dziećmi. Warto zaznaczyć, że przez działalność gospodarczą osób żyjących za mniej, niż minimum egzystencji należy bardzo często rozumieć samozatrudnienie, nadużywane w Polsce przez wiele firm.
Liczba ubogich w Polsce rośnie z każdym rokiem. Osób będących na granicy lub wyraźnie poniżej minimum egzystencji jest już według Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych w naszym kraju ponad 2, 5 miliona.
Ekonomiści mówią o różnych przyczynach takiego stanu rzeczy. Wielu uważa, że na pogorszenie się sytuacji materialnej Polaków wpływ miały przede wszystkim trzy czynniki. Są to rosnące w szybkim tempie ceny większości artykułów i usług, wzrastające obciążenie podatkowe oraz słaby złoty.
We wrześniu 2012 roku Gabriele Zimmer zaprezentowała w Brukseli wystawę poświęconą biedzie w Polsce. Złożyło się na nią kilkanaście zdjęć z folderu wydanego przez Piotra Ikonowicza z okazji polskiej prezydencji w Unii Europejskiej. Protesty polskich europosłów spowodowały, że wystawa była pokazywana tylko przez trzy godziny w małej sali.
Najbardziej wstrząsająca jest jednak informacja dotycząca dzieci w Polsce pochodzących z biednych rodzin. W Polsce, według danych Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD), na dzieci wydaje się najmniej spośród wszystkich trzydziestu czterech krajów należących do OECD. Sytuacja materialna dzieci w Polsce została ponadto oceniona jako najgorsza wśród dwudziestu jeden krajów europejskich, które uwzględniono w raporcie UNICEF.
Minimum egzystencji brzmi nieprzyjemnie. Minimum egzystencji oznacza koszyk tych dóbr, które są niezbędne do podtrzymania funkcji życiowych człowieka i jego sprawności psychofizycznej. Uwzględnia on potrzeby, których zaspokojenie nie może zostać przez nas odłożone w czasie. Z kolei konsumpcja niższa od poziomu wyznaczonego przez minimum egzystencji prowadzi do biologicznego wyniszczenia i bezpośredniego zagrożenia ludzkiego życia.
Instytut Pracy i Spraw Socjalnych definiuje grupy społeczne w Polsce, które żyją za mniej, niż minimum egzystencji. Są to najczęściej pracownicy opłacani według ustawowego najniższego wynagrodzenia, jeśli mają na swoim utrzymaniu dzieci, ponadto wielu spośród bezrobotnych wraz z dziećmi, czy wielu rencistów wraz z dziećmi. Do osób tych należą również bardzo często emeryci oraz wielu spośród prowadzących działalność gospodarczą, oczywiście wraz z dziećmi. Warto zaznaczyć, że przez działalność gospodarczą osób żyjących za mniej, niż minimum egzystencji należy bardzo często rozumieć samozatrudnienie, nadużywane w Polsce przez wiele firm.
Liczba ubogich w Polsce rośnie z każdym rokiem. Osób będących na granicy lub wyraźnie poniżej minimum egzystencji jest już według Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych w naszym kraju ponad 2, 5 miliona.
Ekonomiści mówią o różnych przyczynach takiego stanu rzeczy. Wielu uważa, że na pogorszenie się sytuacji materialnej Polaków wpływ miały przede wszystkim trzy czynniki. Są to rosnące w szybkim tempie ceny większości artykułów i usług, wzrastające obciążenie podatkowe oraz słaby złoty.
We wrześniu 2012 roku Gabriele Zimmer zaprezentowała w Brukseli wystawę poświęconą biedzie w Polsce. Złożyło się na nią kilkanaście zdjęć z folderu wydanego przez Piotra Ikonowicza z okazji polskiej prezydencji w Unii Europejskiej. Protesty polskich europosłów spowodowały, że wystawa była pokazywana tylko przez trzy godziny w małej sali.
Najbardziej wstrząsająca jest jednak informacja dotycząca dzieci w Polsce pochodzących z biednych rodzin. W Polsce, według danych Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD), na dzieci wydaje się najmniej spośród wszystkich trzydziestu czterech krajów należących do OECD. Sytuacja materialna dzieci w Polsce została ponadto oceniona jako najgorsza wśród dwudziestu jeden krajów europejskich, które uwzględniono w raporcie UNICEF.
niedziela, 21 października 2012
Departament zatrzyma budownictwo
Rynek budowlany w zapaści, więc Ministerstwo Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej przejęło ster działań w swoje ręce. Obecna pomysłowość urzędników zaskakuje. Przez wiele lat rząd polski udawał, że nie dostrzega unijnej Dyrektywy EPB, której celem jest wypromowanie poprawy efektywności energetycznej budynków we Wspólnocie Europejskiej, Dyrektywy biorącej pod uwagę zewnętrzne i wewnętrzne warunki budynku i opłacalność przedsięwzięć. Politycy i urzędnicy przyciskani do muru w tej sprawie powoływali się najwyżej na zwroty analogiczne do słynnego hasła Billa Clintona - It’s the economy, stupid.
Bo rzeczywiście, budownictwo w Polsce kwitło. Potężna luka związana z budownictwem wielorodzinnym i jednorodzinnym wydawała się znikać w błyskawicznym tempie. Przyjęta przez Parlament Europejki i Radę Europy Dyrektywa nie została wdrożona w życie w Polsce ani w roku 2007, ani później, więc koszty nie rosły - bo nie szukano oszczędności energetycznych w konstrukcji budynku. Branża budowlana rozwijała się bez przeszkód - chociaż na rynku używano coraz lepszych i nowocześniejszych technologii budowlanych, to jednak nie wprowadzano wymogu kosztownych zmian w konstrukcji budynku.
W roku 2012 branża budowlana ma się fatalnie. Klienci mają coraz większe problemy z uzyskaniem kredytów hipotecznych, a dodatkowo obawiają się kosztownych inwestycji w momencie zawirowań gospodarczych. W sytuacji, kiedy zarówno deweloperzy, jak i inwestorzy indywidualni przede wszystkim starają się budować tanio, uzasadniając koszt przedsięwzięcia jego kosztem, Ministerstwo Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej znalazło pomysł, który może doprowadzić do sytuacji, w której budynki mieszkalne trzeba będzie budować drożej.
Kuriozalna zmiana szykowana w ministerialnych czeluściach, a konkretnie w Departamencie Gospodarki Przestrzennej i Budownictwa jest zaskakująca. Rozporządzenie w sprawie warunków technicznych jakim powinny odpowiadać budynki i ich usytuowanie jest bowiem zmianą wprowadzającą zamieszanie na rynku budowlanym. Większość istniejących obecnie gotowych projektów architektonicznych oraz stosowanych technologii budowlanych przeznaczonych dla klientów budownictwa jednorodzinnego nie spełnia kryteriów w ramach zaproponowanych zmian – nie spełniają ich również technologie budowlane. Oczywiście, pojawią się zarówno nowe, bardziej zaawansowane projekty domów oraz bardziej rozbudowane technologie budowlane. Nieco droższe
Ministerstwo proponuje szereg zmian w budowie domów. Położony jest dodatkowy nacisk na stosowanie odpowiednich urządzeń w systemach wentylacyjnych, ogrzewczych i chłodzących. Zmiany w przepisach wprowadzają wymagania m.in. wobec rodzaju i wydajności systemu wentylacji, temperatury czynników chłodzących, itd. Kolejna zmiana w rozporządzeniu dotyczy podejścia projektowego wobec minimalnych wymagań w stosunku do efektywności energetycznej i izolacyjności termicznej przegród. Obecnie budynek projektowany powinien wykazywać się odpowiednią izolacyjnością termiczną przegród (maksymalne wartości współczynników U) lub powinien spełniać ogólny warunek osiągnięcia zapotrzebowania na energię pierwotną (wskaźnik EP) poniżej dopuszczalnego poziomu (EPmax). Projektowana zmiana zakłada uwzględnienie obu wymagań jednocześnie – przegrody budynku powinny spełniać wymagania izolacyjności termicznej oraz budynek powinien wykazywać odpowiednio niskie zapotrzebowanie na energię pierwotną.
Ministerstwo obawiając się bardzo niskich standardów mieszkaniowych, w jakich zmuszeni są obecnie żyć Polacy, poprawiło również istniejący wskaźnik. Wiadomo, nowe zawsze lepsze. Chodzi o zmianę sposobu obliczania wartości maksymalnej wskaźnika EP.
Co idzie za proponowanymi zmianami? Otóż budynek jednorodzinny oddany do użytku w 2013 roku będzie musiał być zdecydowanie ‘lepszy’ – od wewnątrz i zewnątrz, niż budynek oddany do użytku w 2012 roku. O ile wzrośnie koszt budowy domu jednorodzinnego? Takich estymacji Ministerstwo Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej nie wykonało. Jak również analizy dotyczącej tego, na ile rozporządzenie zmieniające rozporządzenie w sprawie warunków technicznych jakim powinny odpowiadać budynki i ich usytuowanie pogłębi zapaść w branży budowlanej.
Rozporządzenie nie zostało jeszcze wydane – może do czasu jego obowiązywania ktoś w Departamencie Gospodarki Przestrzennej i Budownictwa pochyli się nad statystykami obrazującymi spadek inwestycji budowlanych w Polsce.
Bo rzeczywiście, budownictwo w Polsce kwitło. Potężna luka związana z budownictwem wielorodzinnym i jednorodzinnym wydawała się znikać w błyskawicznym tempie. Przyjęta przez Parlament Europejki i Radę Europy Dyrektywa nie została wdrożona w życie w Polsce ani w roku 2007, ani później, więc koszty nie rosły - bo nie szukano oszczędności energetycznych w konstrukcji budynku. Branża budowlana rozwijała się bez przeszkód - chociaż na rynku używano coraz lepszych i nowocześniejszych technologii budowlanych, to jednak nie wprowadzano wymogu kosztownych zmian w konstrukcji budynku.
W roku 2012 branża budowlana ma się fatalnie. Klienci mają coraz większe problemy z uzyskaniem kredytów hipotecznych, a dodatkowo obawiają się kosztownych inwestycji w momencie zawirowań gospodarczych. W sytuacji, kiedy zarówno deweloperzy, jak i inwestorzy indywidualni przede wszystkim starają się budować tanio, uzasadniając koszt przedsięwzięcia jego kosztem, Ministerstwo Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej znalazło pomysł, który może doprowadzić do sytuacji, w której budynki mieszkalne trzeba będzie budować drożej.
Kuriozalna zmiana szykowana w ministerialnych czeluściach, a konkretnie w Departamencie Gospodarki Przestrzennej i Budownictwa jest zaskakująca. Rozporządzenie w sprawie warunków technicznych jakim powinny odpowiadać budynki i ich usytuowanie jest bowiem zmianą wprowadzającą zamieszanie na rynku budowlanym. Większość istniejących obecnie gotowych projektów architektonicznych oraz stosowanych technologii budowlanych przeznaczonych dla klientów budownictwa jednorodzinnego nie spełnia kryteriów w ramach zaproponowanych zmian – nie spełniają ich również technologie budowlane. Oczywiście, pojawią się zarówno nowe, bardziej zaawansowane projekty domów oraz bardziej rozbudowane technologie budowlane. Nieco droższe
Ministerstwo proponuje szereg zmian w budowie domów. Położony jest dodatkowy nacisk na stosowanie odpowiednich urządzeń w systemach wentylacyjnych, ogrzewczych i chłodzących. Zmiany w przepisach wprowadzają wymagania m.in. wobec rodzaju i wydajności systemu wentylacji, temperatury czynników chłodzących, itd. Kolejna zmiana w rozporządzeniu dotyczy podejścia projektowego wobec minimalnych wymagań w stosunku do efektywności energetycznej i izolacyjności termicznej przegród. Obecnie budynek projektowany powinien wykazywać się odpowiednią izolacyjnością termiczną przegród (maksymalne wartości współczynników U) lub powinien spełniać ogólny warunek osiągnięcia zapotrzebowania na energię pierwotną (wskaźnik EP) poniżej dopuszczalnego poziomu (EPmax). Projektowana zmiana zakłada uwzględnienie obu wymagań jednocześnie – przegrody budynku powinny spełniać wymagania izolacyjności termicznej oraz budynek powinien wykazywać odpowiednio niskie zapotrzebowanie na energię pierwotną.
Ministerstwo obawiając się bardzo niskich standardów mieszkaniowych, w jakich zmuszeni są obecnie żyć Polacy, poprawiło również istniejący wskaźnik. Wiadomo, nowe zawsze lepsze. Chodzi o zmianę sposobu obliczania wartości maksymalnej wskaźnika EP.
Co idzie za proponowanymi zmianami? Otóż budynek jednorodzinny oddany do użytku w 2013 roku będzie musiał być zdecydowanie ‘lepszy’ – od wewnątrz i zewnątrz, niż budynek oddany do użytku w 2012 roku. O ile wzrośnie koszt budowy domu jednorodzinnego? Takich estymacji Ministerstwo Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej nie wykonało. Jak również analizy dotyczącej tego, na ile rozporządzenie zmieniające rozporządzenie w sprawie warunków technicznych jakim powinny odpowiadać budynki i ich usytuowanie pogłębi zapaść w branży budowlanej.
Rozporządzenie nie zostało jeszcze wydane – może do czasu jego obowiązywania ktoś w Departamencie Gospodarki Przestrzennej i Budownictwa pochyli się nad statystykami obrazującymi spadek inwestycji budowlanych w Polsce.
czwartek, 18 października 2012
Kryzys branży budowlanej
Fatalna sytuacja branży budowlanej w Polsce dotyczy obecnie zarówno firm, które budowały drogi, jak też dużych i małych przedsiębiorstw budujących obiekty mieszkaniowe, biurowe i przemysłowe.
Prawdziwe niebezpieczeństwo grozi branży budowlanej w 2013 roku, kiedy to spółki budowlane zostaną z dużymi zasobami, zarówno ludzkimi, jak również z parkiem maszynowym. Marazm w budownictwie mieszkaniowym pogłębi fakt, że firmy, które do tej pory zajmowały się budową dróg i autostrad, w roku 2013 będą interesować się budownictwem mieszkaniowym, w którym zejście z marżą poniżej 30% może okazać się nieopłacalne dla deweloperów.
Branża budowlana przeżywa kłopoty nie po raz pierwszy od czasu transformacji ustrojowej. Firmy budowlane i deweloperskie cierpią w czasie każdego kryzysu lub spowolnienia gospodarczego. Niektórzy ekonomiści nazywają wręcz branżę budowlaną papierkiem lakmusowym stanu gospodarki. Tak było w latach 2000-2003, a załamanie dotyczyło wtedy przecież kryzysu dotcomów (firm opartych o potencjał internetu), a nie realnej gospodarki.
Największym ciosem był krach na rynku nieruchomości i kredytów hipotecznych, który rozpoczął się pod koniec 2006 roku. Wywołał on najpoważniejszy w historii kryzys finansowy i recesje w globalnej gospodarce. Obecne kłopoty polskiej branży budowlanej zbiegają się z tendencją zaostrzania kryteriów udzielania kredytów hipotecznych.
Najlepszą ilustracją potencjału branży budowlanej są zmiany kursów akcji spółek oraz branżowego indeksu WIG Budownictwo. Od jesieni 2010 roku WIG Budownictwo weszło w trend spadkowy, który trwa do dziś. Dwuletnia fala większych i mniejszych spadków zmniejszyła wartość WIG Budownictwo o 75%.
Można się pocieszać, że w przypadku kondycji spółek deweloperskich spadek liczby budowanych mieszkań oznacza pogorszenie sytuacji w najbliższym czasie. Spowoduje też spadek cen i uzyskiwanych marż. Wróży jednak poprawę w dłuższym okresie czasu, bo ludzie mieszkać będą chcieli. Chętni na nowe lokale mieszkaniowe czekają na koniec kryzysu, chcąc planować zakup mieszkania w odpowiednim momencie.
Prawdziwe niebezpieczeństwo grozi branży budowlanej w 2013 roku, kiedy to spółki budowlane zostaną z dużymi zasobami, zarówno ludzkimi, jak również z parkiem maszynowym. Marazm w budownictwie mieszkaniowym pogłębi fakt, że firmy, które do tej pory zajmowały się budową dróg i autostrad, w roku 2013 będą interesować się budownictwem mieszkaniowym, w którym zejście z marżą poniżej 30% może okazać się nieopłacalne dla deweloperów.
Branża budowlana przeżywa kłopoty nie po raz pierwszy od czasu transformacji ustrojowej. Firmy budowlane i deweloperskie cierpią w czasie każdego kryzysu lub spowolnienia gospodarczego. Niektórzy ekonomiści nazywają wręcz branżę budowlaną papierkiem lakmusowym stanu gospodarki. Tak było w latach 2000-2003, a załamanie dotyczyło wtedy przecież kryzysu dotcomów (firm opartych o potencjał internetu), a nie realnej gospodarki.
Największym ciosem był krach na rynku nieruchomości i kredytów hipotecznych, który rozpoczął się pod koniec 2006 roku. Wywołał on najpoważniejszy w historii kryzys finansowy i recesje w globalnej gospodarce. Obecne kłopoty polskiej branży budowlanej zbiegają się z tendencją zaostrzania kryteriów udzielania kredytów hipotecznych.
Najlepszą ilustracją potencjału branży budowlanej są zmiany kursów akcji spółek oraz branżowego indeksu WIG Budownictwo. Od jesieni 2010 roku WIG Budownictwo weszło w trend spadkowy, który trwa do dziś. Dwuletnia fala większych i mniejszych spadków zmniejszyła wartość WIG Budownictwo o 75%.
Można się pocieszać, że w przypadku kondycji spółek deweloperskich spadek liczby budowanych mieszkań oznacza pogorszenie sytuacji w najbliższym czasie. Spowoduje też spadek cen i uzyskiwanych marż. Wróży jednak poprawę w dłuższym okresie czasu, bo ludzie mieszkać będą chcieli. Chętni na nowe lokale mieszkaniowe czekają na koniec kryzysu, chcąc planować zakup mieszkania w odpowiednim momencie.
środa, 17 października 2012
Słabe prognozy TP SA
Kryzys krzyczy o sobie w coraz bardziej medialnych miejscach. Akcje największej polskiej spółki telekomunikacyjnej TP SA spadły dzisiaj, 17 października do godziny 10.30 blisko 20 proc. Była to reakcja na publikację przez Telekomunikację Polską SA słabych wyników finansowych, mało optymistycznych prognoz oraz zapowiedź wypłaty mniejszej dywidendy za 2012 rok, niż za rok 2011. Negatywne informacje o tak dużej spółce, jaką jest TP SA odbiją się na giełdowych indeksach.
Analitycy są zaskoczeni słabymi prognozami TP SA. Kilka tygodni temu neutralną rekomendację wystawili spółce analitycy Banco Espirito Santo de Investimento. Do akumulowania akcji zachęcali inwestorów analitycy Erste Bank. Pomimo ewidentnego spowolnienia gospodarczego, nie można nim jednoznacznie tłumaczyć słabych wyników finansowych tak dużej spółki giełdowej.
W przychody molocha uderzyło wprowadzenie w drugim kwartale 2012 roku ofert na nielimitowane rozmowy komórkowe i SMSy przez wszystkich operatorów w Polsce.
Telekomunikacja Polska SA nie ma chlubnej historii. Wykorzystując pozycje monopolisty utrudniała między innymi powstawanie konkurencji operatorów świadczących usługi internetowe w Polsce. TP SA stosowała różne metody, by utrudnić prace małym, niezależnym operatorom. Najskuteczniejszym sposobem była też wysoka cena za udostępnianie swoich łączy.
24 marca 2004 roku koalicja kilkunastu niezależnych operatorów postanowiła skłonić TP SA do zmiany polityki cenowej. Dotyczyło to dostępu do sieci szkieletowej. Koalicję zawiązały: Aster City Cable, Telefonia Dialog, Energis Polska, Pro Futuro, GTS Polska, Interia, NASK, Netia, O2.pl, Poznańskie Centrum Superkomputerowo-Sieciowe, SM-Media, Telbank, Tel-Energo oraz Internet Group.
Koalicja wystosowała list otwarty do Marka Józefiaka, ówczesnego prezesa zarządu Telekomunikacji Polskiej SA. Pismo wpłynęło także do Urzędu Regulacji Telekomunikacji i Poczty oraz Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Operatorzy tłumaczyli w nim, że nie chodzi im tylko o zabezpieczenie własnych interesów. Działanie koalicji było szerszą inicjatywą na rzecz tańszego internetu, który mógł wspierać i ożywiać polską gospodarkę. Podmioty krajowe musiały bowiem płacić kilka razy większe kwoty za generowany ruch, niż zagraniczne instytucje. Rynkowa cena dostępu do wszystkich zasobów światowego internetu wynosiła wówczas 60-80 EUR za 1 Mbps miesięcznie. TP SA wymagała opłat rzędu 400 EUR za 1 Mbps.
Ponadto sporo zasobów ulokowanych było w sieciach operatorów niezależnych. Więcej ruchu pobierano przez sieć Telekomunikacji Polskiej SA z sieci operatorów niezależnych, niż z samej TP SA. Nie powodowało to jednak obniżki opłat operatorów niezależnych na rzecz TP SA. To podejście spowodowało, że polskie firmy były mniej konkurencyjne niż zagraniczne. Płacąc więcej za łącze musiały oferować większe ceny swoich usług. Dlatego polskie firmy miały niewielkie szanse w spotkaniu z takimi potentatami, jak Google, czy Yahoo. Włądze niedostrzegany tego problemu, nie rozumiejąc jak potężnym środowiskiem staje się internet.
Dopiero w styczniu 2006 roku Urząd Regulacji Telekomunikacji i Poczty wszczął postępowanie w sprawie nierównego traktowania podmiotów oraz wykorzystywania pozycji przez TPSA. Wchodzące w życie regulacje unijne, groźby kolejnych kar oraz wdrożenie ewentualnego podziału spółki skłonił Telekomunikację Polską SA do ugody.
Najbliższe dni pokażą nam, na ile elastyczny jest obecny zarząd TP SA i jak potoczą się dalej losy multioperatora.
Analitycy są zaskoczeni słabymi prognozami TP SA. Kilka tygodni temu neutralną rekomendację wystawili spółce analitycy Banco Espirito Santo de Investimento. Do akumulowania akcji zachęcali inwestorów analitycy Erste Bank. Pomimo ewidentnego spowolnienia gospodarczego, nie można nim jednoznacznie tłumaczyć słabych wyników finansowych tak dużej spółki giełdowej.
W przychody molocha uderzyło wprowadzenie w drugim kwartale 2012 roku ofert na nielimitowane rozmowy komórkowe i SMSy przez wszystkich operatorów w Polsce.
Telekomunikacja Polska SA nie ma chlubnej historii. Wykorzystując pozycje monopolisty utrudniała między innymi powstawanie konkurencji operatorów świadczących usługi internetowe w Polsce. TP SA stosowała różne metody, by utrudnić prace małym, niezależnym operatorom. Najskuteczniejszym sposobem była też wysoka cena za udostępnianie swoich łączy.
24 marca 2004 roku koalicja kilkunastu niezależnych operatorów postanowiła skłonić TP SA do zmiany polityki cenowej. Dotyczyło to dostępu do sieci szkieletowej. Koalicję zawiązały: Aster City Cable, Telefonia Dialog, Energis Polska, Pro Futuro, GTS Polska, Interia, NASK, Netia, O2.pl, Poznańskie Centrum Superkomputerowo-Sieciowe, SM-Media, Telbank, Tel-Energo oraz Internet Group.
Koalicja wystosowała list otwarty do Marka Józefiaka, ówczesnego prezesa zarządu Telekomunikacji Polskiej SA. Pismo wpłynęło także do Urzędu Regulacji Telekomunikacji i Poczty oraz Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Operatorzy tłumaczyli w nim, że nie chodzi im tylko o zabezpieczenie własnych interesów. Działanie koalicji było szerszą inicjatywą na rzecz tańszego internetu, który mógł wspierać i ożywiać polską gospodarkę. Podmioty krajowe musiały bowiem płacić kilka razy większe kwoty za generowany ruch, niż zagraniczne instytucje. Rynkowa cena dostępu do wszystkich zasobów światowego internetu wynosiła wówczas 60-80 EUR za 1 Mbps miesięcznie. TP SA wymagała opłat rzędu 400 EUR za 1 Mbps.
Ponadto sporo zasobów ulokowanych było w sieciach operatorów niezależnych. Więcej ruchu pobierano przez sieć Telekomunikacji Polskiej SA z sieci operatorów niezależnych, niż z samej TP SA. Nie powodowało to jednak obniżki opłat operatorów niezależnych na rzecz TP SA. To podejście spowodowało, że polskie firmy były mniej konkurencyjne niż zagraniczne. Płacąc więcej za łącze musiały oferować większe ceny swoich usług. Dlatego polskie firmy miały niewielkie szanse w spotkaniu z takimi potentatami, jak Google, czy Yahoo. Włądze niedostrzegany tego problemu, nie rozumiejąc jak potężnym środowiskiem staje się internet.
Dopiero w styczniu 2006 roku Urząd Regulacji Telekomunikacji i Poczty wszczął postępowanie w sprawie nierównego traktowania podmiotów oraz wykorzystywania pozycji przez TPSA. Wchodzące w życie regulacje unijne, groźby kolejnych kar oraz wdrożenie ewentualnego podziału spółki skłonił Telekomunikację Polską SA do ugody.
Najbliższe dni pokażą nam, na ile elastyczny jest obecny zarząd TP SA i jak potoczą się dalej losy multioperatora.
poniedziałek, 15 października 2012
Recesja w interesach
Media serwują nam kolejne święto, zagrażające dniu powszedniemu. Od tysiącleci rolą świąt było chwilowe zachwianie, a następnie odbudowanie kondycji mieszkańców danej przestrzeni. Wraz ze wzrostem świadomości i edukacji, również święta przekształciły się w coś bardziej zaawansowanego.
Recesja to termin używany w celu określenia pierwszej fazy cyklu gospodarczego, w której zmniejszenie aktywności gospodarczej przejawia się jedynie w obniżeniu tempa wzrostu produktu krajowego brutto (PKB) w porównaniu z poprzednim okresem. Co istotne, w ekonomicznym znaczeniu recesja definiowana jest jako spadek produktu krajowego brutto (PKB) przez co najmniej dwa kolejne kwartały. Podczas recesji nie następuje natomiast bezwzględny spadek rozmiarów produkcji, a w konsekwencji produktu krajowego brutto. Taka sytuacja określana jest bowiem mianem kryzysu. Media lubują się w wymiennym stosowaniu obu zwrotów, nakręcając w ten sposób koniunkturę przede wszystkim na dystrybuowane przez siebie informacje. Od roku 2007 wiele krajów objętych jest kryzysem gospodarczym, czyli szokiem, którego skutki mogą być jeszcze nieznane.
Obniżaniu się tempa wzrostu PKB w fazie recesji towarzyszy zazwyczaj niższy poziom wydajności pracy. Pojawia się też zahamowanie wzrostu lub nawet obniżenie realnych płac. Następuje też nierzadko zahamowanie wzrostu cen oraz wzrost bezrobocia. Wszystko to przekłada się na pogarszające się nastroje społeczne, wzrost przestępczości i przemocy.
Historia recesji wskazuje jednoznacznie, że zmieniają się jej przyczyny. Najczęściej ekonomiści wskazują, że do powstawania recesji przyczynia się zła polityka pieniężna i nadmierna lub niedostateczna ingerencja państwa w gospodarkę. Również wojny i poważne kataklizmy powodują przesilenia ekonomiczne, a czasami długotrwałe osłabienie gospodarki. Recesje obserwowane do połowy XX wieku były połączone z niską inflacją lub nawet deflacją. W drugiej połowie XX wieku bardzo często recesja wiązała się z wysoką inflacją. Recesja jest przedmurzem kryzysu, groźnego boga chaosu ekonomii.
Recesja na dobre rozlała się po całym świecie. Rządy kolejnych państw ratują przed plajtą instytucje finansowe, wierząc, że stanowią one ostatnie przedmurze przed nadchodzącym kryzysem. Europejski System Nadzoru Finansowego (ESNF) złożony z Europejskiego Urzędu Nadzoru Bankowego, Europejskiego Urzędu Nadzoru Ubezpieczeń i Pracowniczych Programów Emerytalnych oraz Europejskiego Urzędu Nadzoru Giełd i Papierów Wartościowych działa od 1 stycznia 2011 r. i ma za zadanie wspierać bankowość europejską w obliczu kryzysu oraz recesji. Europejski System Nadzoru Finansowego (ESNF) ma zapewnić faktycznie równe warunki uczestnictwa w rynku dla wszystkich podmiotów na szczeblu unijnym i odzwierciedlić coraz większą integrację rynków finansowych w Unii.
Recesja to termin używany w celu określenia pierwszej fazy cyklu gospodarczego, w której zmniejszenie aktywności gospodarczej przejawia się jedynie w obniżeniu tempa wzrostu produktu krajowego brutto (PKB) w porównaniu z poprzednim okresem. Co istotne, w ekonomicznym znaczeniu recesja definiowana jest jako spadek produktu krajowego brutto (PKB) przez co najmniej dwa kolejne kwartały. Podczas recesji nie następuje natomiast bezwzględny spadek rozmiarów produkcji, a w konsekwencji produktu krajowego brutto. Taka sytuacja określana jest bowiem mianem kryzysu. Media lubują się w wymiennym stosowaniu obu zwrotów, nakręcając w ten sposób koniunkturę przede wszystkim na dystrybuowane przez siebie informacje. Od roku 2007 wiele krajów objętych jest kryzysem gospodarczym, czyli szokiem, którego skutki mogą być jeszcze nieznane.
Obniżaniu się tempa wzrostu PKB w fazie recesji towarzyszy zazwyczaj niższy poziom wydajności pracy. Pojawia się też zahamowanie wzrostu lub nawet obniżenie realnych płac. Następuje też nierzadko zahamowanie wzrostu cen oraz wzrost bezrobocia. Wszystko to przekłada się na pogarszające się nastroje społeczne, wzrost przestępczości i przemocy.
Historia recesji wskazuje jednoznacznie, że zmieniają się jej przyczyny. Najczęściej ekonomiści wskazują, że do powstawania recesji przyczynia się zła polityka pieniężna i nadmierna lub niedostateczna ingerencja państwa w gospodarkę. Również wojny i poważne kataklizmy powodują przesilenia ekonomiczne, a czasami długotrwałe osłabienie gospodarki. Recesje obserwowane do połowy XX wieku były połączone z niską inflacją lub nawet deflacją. W drugiej połowie XX wieku bardzo często recesja wiązała się z wysoką inflacją. Recesja jest przedmurzem kryzysu, groźnego boga chaosu ekonomii.
Recesja na dobre rozlała się po całym świecie. Rządy kolejnych państw ratują przed plajtą instytucje finansowe, wierząc, że stanowią one ostatnie przedmurze przed nadchodzącym kryzysem. Europejski System Nadzoru Finansowego (ESNF) złożony z Europejskiego Urzędu Nadzoru Bankowego, Europejskiego Urzędu Nadzoru Ubezpieczeń i Pracowniczych Programów Emerytalnych oraz Europejskiego Urzędu Nadzoru Giełd i Papierów Wartościowych działa od 1 stycznia 2011 r. i ma za zadanie wspierać bankowość europejską w obliczu kryzysu oraz recesji. Europejski System Nadzoru Finansowego (ESNF) ma zapewnić faktycznie równe warunki uczestnictwa w rynku dla wszystkich podmiotów na szczeblu unijnym i odzwierciedlić coraz większą integrację rynków finansowych w Unii.
Subskrybuj:
Posty (Atom)